Słyszałam masę pozytywnych opinii o tej książce. Od samej premiery miałam na nią ochotę i wreszcie udało mi się ją poznać, a tym samym była to moja pierwsza książka w tym roku. Czy rok 2018 zapoczątkowałam cudowną czy słabą książką? Czy
mi się spodobał czy raczej mnie rozczarował? Przekonacie się czytając tę recenzję.
Mary E. Pearson
Więcej informacji o wyzwaniach TUTAJ
Lia jest księżniczką Morrighan, a zarazem Pierwszą Córką. Ten tytuł oznacza dla niej wiele różnych obowiązków, na które nie zawsze ma ochotę. Jednym z nich jest małżeństwo z księciem z innego królestwa, w celu zawarcia sojuszu politycznego. Jednak dziewczyna nie ma zamiaru postępować wraz z tradycją, lecz poślubić kogoś z miłości. Ucieka do małej wioski i rozpoczyna nowe życie. Jest jednak wielu ludzi, którzy pragną ją zabić... Czy dziewczyna przetrwa? Czy uchyli się przed przeznaczeniem? Dodatkowo do wioski przybywa dwóch przystojnych mężczyzn, którzy wydają się aż nadto zainteresowani Lią. Zabójca, książę oraz Lia, która nic nie wie o ich przeszłości i nagle okazuje się, że zaczyna się... zakochiwać.
"Pewnego razu był sobie człowiek tak wspaniały jak bogowie. Ale nawet to, co wspaniałe, może drżeć ze strachu. Nawet to, co wspaniałe, może upaść."
Powiem Wam tak - zdecydowanie rozpoczęłam ten rok książką cudowną i mam nadzieję, że kolejne będą równie dobre. Nie spodziewałam się po niej wiele. Myślałam, że okaże się zwykłą młodzieżówką, z wątkiem fantastycznym i romantycznym. I mimo, że tak jest, to jednak
Fałszywy pocałunek ma w sobie to
coś. To, przez co wciągamy się w wydarzenia i nic nie może nas oderwać, że zakochujemy się w bohaterach i przeżywamy z nimi wszystkie rozterki, że chcemy poznać ciąg dalszy, rozwiązać wszystkie zagadki, tajemnice i po prostu czytać! Uwielbiam takie klimaty. Pierwsza połowa książki była swego rodzaju wprowadzeniem do całej historii. Nie było dużo akcji, ale to nie sprawiło, że książka nie była ciekawa, wręcz przeciwnie - bardzo miło się czytało, chociaż bez większych emocji. Jednak nagle tępo akcji wzrosło, ja zaczęłam się coraz bardziej wciągać i ani się obejrzałam, już książka się skończyła. Nie mogę powiedzieć, że cokolwiek przewidziałam, autorce udało się mnie wiele razy zaskoczyć! Zdecydowanie książka była nieprzewidywalna i w punkcie kulminacyjnym po prostu nie mogłam otrząsnąć się ze zdziwienia:
ale jak to? Świat, który wykreowała pani Pearson jest wspaniały. Mamy dwa królestwa: Morrighan i Dalbreck, które od lat prowadzą ze sobą wojny, a połączyć ma je sojusz, czyli małżeństwo. Jest jeszcze Venda, kraj barbarzyńców, który nie może sobie pozwolić na to, żeby tak silne królestwa zawarły sojusz. Wszystkie opisy miejsc i świata były dobrze dopracowane, tak, że łatwo mogłam sobie to wszystko wyobrazić. Przede wszystkim na uwagę zasługuje również pomysł - na magię, która nie do końca jest magią oraz te wszystkie starożytne języki i tajemnice z nimi związane.
"Gdybym tylko mogła wyciągnąć rękę i sięgnąć gwiazd, posiadłabym całą wiedzę. Zrozumiałabym.
Co byś zrozumiała, kochanie?
To, odparłabym, przyciskając dłoń do piersi."
Mogliście już zauważyć, że często krytykuję wątki miłosne, a już tym bardziej trójkąty! Jednak jakimś cudem, była to książka, w której trójkąt był bardzo dobrze zrobiony i dzięki temu podobał mi się! Przede wszystkim dlatego, że nie był taki oczywisty, Lia nie była niezdecydowaną, płaczliwą nastolatką zastanawiającą się kogo wybrać, ba, nawet nie przyszło jej do głowy, żeby miała któregokolwiek wybierać. Na obu jej zależało, ale mądrze do tego podchodziła. Zresztą panowie również byli nieoczywiści, ale o tym za chwilkę ;) Wracając do miłości - widziałam, że uczucie pojawiające się między bohaterami jest prawdziwe, że nie wzięło się znikąd, że nie była to „miłość od pierwszego wejrzenia”, lecz stopniowe poznawanie siebie. Tak właśnie pisze się wątki miłosne!
Bohaterowie są kolejnym cudownym elementem tej powieści. Lia, nasza główna bohaterka, to dziewczyna zdecydowana, odważna, inteligenta i po prostu chcąca spełniać swoje marzenia. Popełnia też błędy, nie wszystkie jej decyzje pochwalałam, ale bardzo ją polubiłam. Pauline to taka kochana, skromna dziewczyna. Moją ulubienicą jest Berdi - wspaniała kobieta! Pokochałam ją od pierwszego słowa, jakie wypowiedziała w tej książce! Obaj męscy bohaterowie są cudownie skonstruowani! Rafe jest taki wspaniały, uwielbiam go! Za jego wrażliwość, ale też za charyzmę <3 Za to Kaden również podbił moje serce, tym razem faktem, że jego sposób bycia tak nie pasował do tego kim był. Jestem bardzo ciekawa przeszłości i tajemnic tego bohatera. Nie potrafię powiedzieć, który z nich urzekł mnie bardziej, jednak skłaniam się bardziej ku Rafe'owi. Dlaczego wcześniej powiedziałam, że panowie są nieoczywiści? A to dlatego, że od początku nie wiemy kto jest kim. Autorka bawi się z nami w kotka i myszkę i w pewnym momencie naprawdę nie wiedziałam o co w tym wszystkim chodzi. Dopóki wszystko się nie wyjaśniło, nie byłam pewna który z nich jest księciem, a który zabójcą.
"- Ja widzę tylko przypomnienie faktu, że nic nie trwa wiecznie, nawet wspaniałość.
- Niektóre rzeczy trwają
Spojrzała na niego.
- Naprawdę? Co na przykład.
- To, co jest ważne."
Styl autorki jest taki tajemniczy. Bardzo mi się podobał. Od pierwszej strony się wciagnęłam. Narracja jest prowadzona w pierwszej osobie, najczęściej z perspektywy Lii, ale również z punktu widzenia Kadena, Rafe'a i chyba raz Pauline. Często gubię się w takich zabiegach, ale tutaj wyszło to bardzo dobrze. Humoru nie ma za wiele, ale przy takiej fabule wcale nie jest to duży minus.
Podsumowując, jestem pod wielkim wrażeniem tej książki. Mam nadzieję, że udało mi się Was zachęcić do przeczytania tej powieści. Mnie zaskoczył, przede wszystkim, wątek romantyczny, którego się obawiałam, a ostatecznie wyszedł świetnie!
Ocena: 9/10