Pierwszy tom Wojny lotosowej był wprost cudowny! Dlatego sięgając po Bratobójcę miałam bardzo duże oczekiwania i... cóż, niestety trochę się zawiodłam. Dlaczego?
Tytuł: Bratobójca
Autor: Jay Kristoff
Tłumaczenie: Jakub Radzimiński
Seria: Wojna lotosowa
Wydawnictwo: Uroboros
Liczba stron: 654
Poprzednia część: Tancerze burzy
Następna część: Głosząca kres
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Kitty's
Reading Challenge: Literatura australijska
Przeczytam tyle ile mam wzrostu: +4,1 cm
Więcej informacji o wyzwaniach TUTAJ
Cała Shima pogrąża się w chaosie i przerażającej perspektywie wojny domowej, bo każdy klan chce osiągnąć władzę. Yukiko wraz ze w swoim latającym przyjacielem Buruu mieszkają w osadzie buntowników Kage i spiskują razem z nimi w celu powstrzymania odradzającego się szogunatu. Yukiko męczą okropne bóle głowy, a jej moc zaczyna ją przerastać. Kin nie jest dobrze traktowany wśród mieszkańców, którzy uważają go za zdrajcę i szpiega. Tymczasem w pałacu szoguna sprawy również mają się nie najlepiej. Michi oraz Hana muszą użyć wszystkich swoich atutów by osiągnąć przyświecający spiskowi cel.
Książka jest podzielona na trzy części. Pierwszą z nich oceniam jako beznadziejną. Początek tej książki to po prostu istna masakra, a raczej wszechobecna nuda. Tam nie działo się po prostu nic! Długie opisy przyrody, które mało co wnosiły do fabuły. Do tego masa całkiem nowych bohaterów do których jakoś zupełnie nie mogłam się przywiązać i niezbyt interesowały mnie ich losy. Ja chciałam czytać o znanych mi już postaciach, a nie o tych zupełnie nowych i do tego bardzo nijakich. Przez pierwsze 300 stron książki zdecydowanie się bardzo nudziłam. Druga część była już lepsza. Zaczęło się więcej dziać, ale nadal nie mogłam znieść tych niepotrzebnych wątków i rozdziałów praktycznie o niczym. Gdyby wyrzucić z tej książki zbędne rzeczy to byłaby o połowę krótsza i zdecydowanie bardziej dynamiczna. Trzecia część, zaczynająca się mniej więcej na 450 stronie to najlepsze momenty z całej powieści. Czytało mi się o wiele lepiej i przyjemniej. Wydarzenia były zaskakujące i nieprzewidywalne, a ja nie mogłam się doczekać dalszych losów postaci. Ostatnie 100 stron było najlepsze, najwięcej się działo i naprawdę momentami nie mogłam uwierzyć w to co czytam. Było zdecydowanie tak, jak powinno być! Tyle akcji, tyle emocji i zaskoczeń! Dalej jestem w szoku z powodu tego, co się tam okazało. Wiecie, czasami bywa tak, że początek się dłuży, ale tutaj trwało to zdecydowanie zbyt długo, a akcja rozkręciła się bardzo późno. Bardzo ciężko będzie mi ocenić tę książkę, bo porównując początek z końcem jest między nimi ogromna przepaść. Rozpoczęcie Bratobójcy było strasznie słabe, a zakończenie strasznie dobre, a wręcz wyśmienite!
"Prapoczątkiem była Otchłań.
I w Otchłań powracamy.
Czarną jak łono matki."
Mimo tych nudnych początkowych stron, książka na całe szczęście nie straciła tego wspaniałego japońskiego klimatu. Pomysł autora nadal bardzo mi się podoba. Społeczeństwo Shimy jest bardzo dobrze wykreowane, w tej części możemy też lepiej poznać tych biedniejszych mieszkańców kraju. Bardzo interesuje mnie moc Przenikania, którą posiadają niektórzy ludzie i wątek Buruu w związku z jego przeszłością i wszystkim tajemnicami arashitory. Nie brakuje japońskich określeń, do których już się przyzwyczaiłam i nie potrzebowałam już zaglądać do słowniczka na końcu książki, co w pierwszej części było niezbędne. Zrozumiałam już zasady tego świata i naprawdę mi się on podoba! Podobała mi się tajemniczość otaczająca tę część. Spiski, sekrety, spryt i rozwinięcie Przenikania to były bardzo ciekawe elementy. Tylko więcej akcji w całej książce, proszę...
Cóż, bohaterowie to ciężki orzech do zgryzienia. Ci, których już znamy, czyli Yukiko, która trochę się zmieniła w porównaniu z pierwszą częścią. Zbyt często dawała się ponieść złym emocjom, jednak wydarzenia z przeszłości ją w tym usprawiedliwiają. Przestała już być przestraszoną dziewczynką, a stała się jeszcze bardziej odważna i sprytna. Zauważała swoje błędy i uczyła się na nich. Ale... było jej zdecydowanie zbyt mało! Dziewczyna, która była w pierwszym tomie główną bohaterką została praktycznie odsunięta od całej akcji. Prym wiodły nowe postacie, natomiast losy Yukiko mogliśmy śledzić jedynie w przerwach między tą główną akcją, a problem w tym, że mnie bardzo interesował jej wątek. Buruu, którego uwielbiam i jak już wspomniałam, też byłam bardzo ciekawa tego bohatera. Jest zdecydowanie wspaniały i uwielbiam czytać o jego więzi z Yukiko. Kin to dla mnie niezła zagadka. Bardzo mnie zaskoczył i podziwiam autora za kreację tego bohatera. Zupełnie się nie spodziewałam takiego rozwinięcia jego wątku. Jeśli chodzi o nowych bohaterów, tych, którzy mnie zainteresowali to była to zdecydowanie Kaja, która miała bardzo ciekawy charakter i polubiłam ją oraz Ayane, której tajemnice też były dla mnie interesujące i chętnie o niej czytałam. Teraz przychodzi pora na tych mniej lubianych przeze mnie bohaterów. Michi, występująca drugoplanowo, a wręcz epizodycznie w pierwszej części teraz okazała się być bardzo ważną bohaterką. I wiecie co? Jej postać miała naprawdę duży potencjał, ale jej rozdziały były po prostu nudne i ciągle było w nich to samo. Dziwi mnie również, że autor nie rozwinął jeszcze bardziej historii Aishy, bo bardzo ją lubiłam. Pod koniec wątek Michi wreszcie zaczął się robić ciekawy (jak cała książka) i bardziej ją polubiłam, mimo, że na początku była to bohaterka dość słabo wykreowana. Wydaje mi się, że nietrafionym pomysłem autora było wprowadzenie zupełnie nowej postaci - Hany i jej rodziny. Co prawda, Hana współpracowała z Akihitą, którego udało mi się polubić już wczesniej, ale sama dziewczyna nie przypadła mi do gustu. Wiecie, autor musiał zrobić najpierw wprowadzenie do jej życia, rodziny, historii tej bohaterki i to nie było zbyt ciekawe. Potem sama Hana też nie miała zbyt ciekawego wątku, a jej charakter był jedynie zarysowany. Nie przywiązałam się do niej, a niestety było bardzo dużo rozdziałów z nią w roli głównej. I uważam, że nawet końcówka nie obroniła tej postaci. Ten akapit jest już bardzo długi, więc wspomnę tylko o Hiro, który jest okropnym draniem i nie cierpię tego bohatera.
"Między, pod i poza wszystkim innym, czym mogę być, przede wszystkim jestem twój. Nigdy cię nie opuszczę, nigdy cię nie porzucę. Możesz na mnie polegać, tak jak polegasz na słońcu, że wzejdzie, czy na księżycu, że zniknie o poranku. Ty bowiem jesteś moim sercem."
Wątek miłosny w ogóle poszedł w jakąś dziwną stronę. Nie rozumiałam zbytnio zachowania bohaterów. Z jednej strony dobrze, że romans nie jest tutaj oczywisty, z drugiej strony autor za bardzo skomplikował relacje między bohaterami i jestem ciekawa jak to się potoczy dalej.
Sam styl autora jest... ciekawy, ale zbyt opisowy. Tak jak w pierwszej części te opisy mi jakoś nie przeszkadzały, tak tutaj nie były one przeze mnie mile widziane. Do tego zauważyłam, że autor ma tendencję to zapominania o danym bohaterze, jeśli nie jest mu w danej chwili potrzebny, bądź zupełnie nie zważa na jakąś rzecz czy informacje, jeśli mu ona nie pasuje do całej fabuły. To mnie trochę dziwiło i drażniło, ale nie uważam tego za wielki minus.
Nie wiem dlaczego ta recenzja jest taka długa. Jeśli miałabym streścić ją Wam w jednym zdaniu to byłoby: początek był nudny, przez mnogość nowych bohaterów, opisy oraz wiele niepotrzebnych wątków, natomiast końcówka to coś wspaniałego, bo wreszcie coś zaczęło się dziać. Wydaje mi się, że mocno skrytykowałam tę książkę i można mieć wrażenie, że mi się nie spodobała. Ale naprawdę, i tak się ją przyjemnie czytało. Po prostu nastawiałam się na zdecydowanie lepszą kontynuację. Jeżeli spodobała Wam się pierwsza część to przeczytajcie, bo japoński klimat i ostatnie 200/300 stron jest naprawdę cudowne i warto dla nich przebrnąć przez początek. Jednak miejcie na uwadze, że chwilę potrwa zanim się wciągniecie. Pozostaje nam mieć nadzieję, że "Głosząca kres" będzie już trzymała poziom od samego początku! :)
"Lotos musi płonąć."
Niezmiernie ciężko mi jest ocenić tę książkę, ale początek zasługuje na takie mocne 5/10, natomiast końcówka na 9/10. Wobec tego moja ocena będzie w miarę wyrównana i jest to...
Ocena: 7/10