Autor: Melissa de la Cruz
Tłumaczenie: Anna Klingofer
Seria: Następcy
Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 318
Poprzednia część: Wyspa Potępionych
Następna część: Rise of the Isle of the Lost
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Kitty's Reading Challenge: Powieść na podstawie baśni
Abc czytania: Wariant II: D
Abc czytania: Wariant II: D
Przeczytam tyle ile mam wzrostu: 2,4 cm
52 książki roku 2017
Olimpiada czytelnicza
Więcej informacji o wyzwaniach TUTAJ
Po wspaniałej i baśniowej Wyspie Potępionych nie mogłam nie przeczytać drugiej części. Czy spodobała mi się tak samo jak pierwsza? Może bardziej? A może mnie rozczarowała? Zapraszam na recenzję!
Mal, Evie, Carlos i Jay zostają przeniesieni z Wyspy Potępionych do Auradonu, aby nauczyć się dobra. Bardzo podoba im się życie w tym miejscu. Zaprzyjaźnili się z mieszkańcami i zostali bardzo dobrze przyjęci. Jednak w pewnym momencie każde z nich dostaje dziwne wiadomości nakazujące powrót na wyspę złoczyńców. Przyjaciele boją się, że stoją za tym ich rodzice dlatego potajemnie wyruszają do swojego dawnego domu sprawdzić co jest grane. Czego się dowiedzą?
Fabuła brzmi nieco infantylnie. Wiem o tym. I w sumie trochę taka jest, bo to nic innego jak bajka. Ale za to cudowna bajka! Początek nie powala. Szczerze, niezbyt podobało mi się to sielskie życie w Auradonie. Wydawało mi się, że każdy z bohaterów stracił jakąś cząstkę siebie i zamienił się w słodkiego, dobrego i grzecznego dzieciaczka. Ale to były tylko pozory! Wraz z rozwinięciem akcji to wrażenie zniknęło, a wszyscy znowu zyskali indywidualne cechy. O wiele bardziej podobało mi się od momentu w którym pojechali już na tą wyspę i zaczęli rozwiązywać tą całą zagadkę, bo wtedy po prostu czytałam z zapartym tchem nie mogąc się oderwać. Ale spokojnie to nie trwało długo, bo tak mniej więcej przy 70-100 stronie się wkręciłam. Akcja nie jest jakoś bardzo nieprzewidywalna i oczywiście kończy się, jak to w bajkach bywa, happy-endem.
W sumie o bohaterach już nieco wspomniałam, ale co mi szkodzi wspomnieć raz jeszcze! Mal straciła trochę na swojej charyzmie, ale to było skutkiem eliminacji złych cech przez Auradon i, no wiecie, metamorfoza, które w bajkach są niesłychanie pożądane. Evie mnie nieco irytowała, chociaż trzeba powiedzieć, że dziewczyna umie myśleć. Carlosa lubię, ale bez jakichś większych fajerwerków, a Jay jest nadal nacudowniejszy ze wszystkich, chociaż muszę powiedzieć, że na początku autorka troszkę o nim zapomniała, takie miałam przynajmniej wrażenie. Ben jest niesamowicie irytujący i nie lubię go. W sumie reszta bohaterów nie jest jakoś specjalnie dobrze wykreowana i nie mam już co o nich mówić.
Nie jest to wymagająca lektura, ale lekka i przyjemna hostoria na jeden-dwa wieczory, którą bardzo polecam na rozluźnienie, oderwanie się od rzeczywistości i powrót do lat dzieciństwa.
Ocena: 7/10
Olimpiada czytelnicza
Więcej informacji o wyzwaniach TUTAJ
Po wspaniałej i baśniowej Wyspie Potępionych nie mogłam nie przeczytać drugiej części. Czy spodobała mi się tak samo jak pierwsza? Może bardziej? A może mnie rozczarowała? Zapraszam na recenzję!
Mal, Evie, Carlos i Jay zostają przeniesieni z Wyspy Potępionych do Auradonu, aby nauczyć się dobra. Bardzo podoba im się życie w tym miejscu. Zaprzyjaźnili się z mieszkańcami i zostali bardzo dobrze przyjęci. Jednak w pewnym momencie każde z nich dostaje dziwne wiadomości nakazujące powrót na wyspę złoczyńców. Przyjaciele boją się, że stoją za tym ich rodzice dlatego potajemnie wyruszają do swojego dawnego domu sprawdzić co jest grane. Czego się dowiedzą?
Fabuła brzmi nieco infantylnie. Wiem o tym. I w sumie trochę taka jest, bo to nic innego jak bajka. Ale za to cudowna bajka! Początek nie powala. Szczerze, niezbyt podobało mi się to sielskie życie w Auradonie. Wydawało mi się, że każdy z bohaterów stracił jakąś cząstkę siebie i zamienił się w słodkiego, dobrego i grzecznego dzieciaczka. Ale to były tylko pozory! Wraz z rozwinięciem akcji to wrażenie zniknęło, a wszyscy znowu zyskali indywidualne cechy. O wiele bardziej podobało mi się od momentu w którym pojechali już na tą wyspę i zaczęli rozwiązywać tą całą zagadkę, bo wtedy po prostu czytałam z zapartym tchem nie mogąc się oderwać. Ale spokojnie to nie trwało długo, bo tak mniej więcej przy 70-100 stronie się wkręciłam. Akcja nie jest jakoś bardzo nieprzewidywalna i oczywiście kończy się, jak to w bajkach bywa, happy-endem.
"Niektórzy ludzie naprawdę nie potrzebowali metamorfozy, tylko nieco więcej pewności siebie."
Trzeba jednak przyznać, że pojawił się wątek miłosny... Może nie było go dużo, nie przyćmiewał głównej akcji i nie był to na szczęście trójkąt. To znaczy było kilka wątków miłosnych, ale tym, który najbardziej mnie irytował była relacja Mal-Ben. No oni zupełnie do siebie nie pasują! I właśnie to było na początku książki i dlatego te pierwsze rozdziały mi się mniej podobały. Po prostu ten wątek jest zdecydowanie na nie. Zresztą ten chłopak Evie był tak masakrycznie nijaki, że aż się żygać chce... Carlos i Jay chyba nie mieli dziewczyn, ale te wszystkie wątki miłosne były tak beznadziejne, że nawet się w to nie zagłębiałam.W sumie o bohaterach już nieco wspomniałam, ale co mi szkodzi wspomnieć raz jeszcze! Mal straciła trochę na swojej charyzmie, ale to było skutkiem eliminacji złych cech przez Auradon i, no wiecie, metamorfoza, które w bajkach są niesłychanie pożądane. Evie mnie nieco irytowała, chociaż trzeba powiedzieć, że dziewczyna umie myśleć. Carlosa lubię, ale bez jakichś większych fajerwerków, a Jay jest nadal nacudowniejszy ze wszystkich, chociaż muszę powiedzieć, że na początku autorka troszkę o nim zapomniała, takie miałam przynajmniej wrażenie. Ben jest niesamowicie irytujący i nie lubię go. W sumie reszta bohaterów nie jest jakoś specjalnie dobrze wykreowana i nie mam już co o nich mówić.
"Jednak nie musisz nieść tego ciężaru sama. Oprzyj się na przyjaciołach i pozwól, aby ich siła wsparła twoją."
Mówiłam już w poprzedniej recenzji (ogólnie ciągle czuję się jakbym się powtarzała), że styl autorki jest taki, że czujemy jakbyśmy byli małymi dziećmi i ktoś opowiadałby nam bajkę, a my byśmy słuchali i słuchali... Muszę Wam się przyznać, że trochę wykorzystałam tą historie do bajki na dobranoc dla mojego młodszego brata :)Nie jest to wymagająca lektura, ale lekka i przyjemna hostoria na jeden-dwa wieczory, którą bardzo polecam na rozluźnienie, oderwanie się od rzeczywistości i powrót do lat dzieciństwa.
Ocena: 7/10
Meh, ja tych powrotów do lat dzieciństwa ostatnio mam za dużo :c Brakuje mi trochę porządnej fantastyki, która by mi się w pełni podobała XD
OdpowiedzUsuńA Sanderson?
UsuńMam ją! Tak samo jak pierwszą część, ale nie mogę się za nie zabrać.
OdpowiedzUsuńLubię wydania tych książek, są mega ładne ;)
Obyś w końcu się za nie zabrała :)
UsuńŹle nie brzmi, ale czy kiedyś znajdę czas nie wiem :D
OdpowiedzUsuńObyś znalazła!
UsuńOglądałam film pierwszej części xD Taka bajka, do obejrzenia ale raczej nie mam ochotę jej czytać xD
OdpowiedzUsuńO, nawet nie wiedziałam, że jest film xD Ale ja nie zamierzam oglądać...
UsuńZ tym stylem się zgodzę, bo sama pisałam to w recenzji tomu 1.
OdpowiedzUsuńBen i Mal? Jaja sobie robisz? :O Nie wierzę :P
Ale Evie miała być z Carlosem no! :P
Taaa, Ben i Mal... Nie mogłam tego zdzierżyć...
UsuńAle ma tam jakiegoś innego, niestety... Zresztą ten wątek był bardzo słabo rozwinięty i trochę w sumie się nie ogarniałam, ale no dobra xD