Tytuł: Dom pod pękniętym niebiem
Autor: Marcin Mortka
Tłumaczenie: -
Seria: Dom pod Pękniętym Niebem
Wydawnictwo: Zielona sowa
Liczba stron: 267
Poprzednia część: -
Następna część: Droga pod Pękniętym Niebem
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Kitty's Reading Challenge: Literatura polska
Przeczytam tyle ile mam wzrostu: 2,8 cm
Zmierz się z tytułami z Olą K: Dom
52 książki roku 2017
Olimpiada czytelnicza
Więcej informacji o wyzwaniach TUTAJ
Siódemka przyjaciół wybiera się na wycieczkę w góry, w tajemnicy przed rodzicami. W nocy dzieje się coś dziwnego - ziemia się trzęsie. A rano na naszych bohaterów czeka niespodzianka - brak internetu i prądu oraz tajemnicze stwory pojawiające się w lesie. Czyżby był to początek Końca Świata?
A więc powiem Wam tak - zawiodłam się. Niezmiernie się rozczarowałam. Bo zamiast dostać mrożącą krew w żyłach historię, dostałam młodzieżowy bełkot na temat chłopaków, Tweetera i tego, jakie to straszne nie mieć dostępu do internetu. Początek był do bani. Książka kompletnie mnie nie zaciekawiła, ale czytałam ją i brnęłam przez kolejne rozdziały, bo wzięłam ją do szkoły a nic innego oprócz czytania nie miałam do roboty. No i tak się ciągnęło i ciągnęło i może przez ostatnie 50 stron nawet mnie wciągnęło. Widać było, że autor miał pomysł. Cały koncept tej powieści był, ale miałam wrażenie, że pan Marcin się w tym wszystkim pogubił. Bo z jednej strony kreuje nam dzień końca świata, jakieś istoty zombiopodobne i dodatkowo moce, które otrzymali bohaterowie. Ale co z tego, skoro tak naprawdę my nic o tym nie wiemy. Autor miał głowę pełną pomysłów, ale zamiast poświęcić czas na dopracowanie choć jednego pomysłu, wrzucił je do tej książki, niewiele o nich myśląc. Nie wiemy tak naprawdę jak działają te ich moce i chociaż próbowano mi to jakoś wyjaśnić, poszło do dosyć marnie. W pewnym momencie bohaterowie doszli już mniej więcej do rozwiązania tej zagadki o końcu świata i specyfice życia tych istot, ale mam wrażenie, że nie pociągnięto tego tematu dalej. Jeden z bohaterów wyciągnał jakieś wnioski, ale za chwilę zupełnie go pominięto, raze z tymi jego wnioskami.
Jeżeli jesteśmy już przy bohaterach to należy wspomnieć o tym, że jest ich zdecydowanie za dużo. To znaczy tak jak teraz patrzę, to nie ma ich aż tak wiele, ale powiem Wam jak to na początku jest. Zostajemy wrzuceni do akcji, w której główną rolę gra aż siódemka bohaterów - przyjaciele ze szkoły. Imion już zupełnie nie pamiętam, ale to moja skleroza :D No i szczerze mówiąc, żaden z tej siódemki wspaniałych (no może nie do końca) nie ma jakoś szczególnie wykreowanego charakteru. Główna bohaterka jest nijaka, zresztą jak wszyscy. Potem pojawiają się nowi bohaterowie, którzy zostają odnalezieni gdzieś w lesie, ale wiemy o nich tylko tyle, że mają jakieś imie.
Książka jest napisana bardzo młodzieżowo, bo i dla młodzieży napisana została. Mimo wszystko ja nie lubię takiego stylu. Jakoś w tej książce zupełnie mi to nie odpowiadało i uważam, że gdyby autor naposał to bardziej takim opisówym językiem, byłby mi to o wiele przyjemniej czytać. Opisy miejsc są nijakie, w sumie to trudno było mi sobie nawet wyobrazić ten tytułowy Dom.
Powiedziałam, że ostatnie 50 stron mnie wciągnęło, bo i tak było, ale nie nastawiajcie się na wiele. Po prostu nagle zaczęło się coś w tej książce dziać, ale nie czytałam tego z zapartym tchem. Jak widzicie, nie mam dla Was cytatów - po prostu nie znalazłam nic wartego uwagi :/
Mimo niewypału jakim okazała się być ta pozycja nie skreślam tego autora. Chciałabym przeczytać jego Karaibską krucjatę. Po kolejną cześć tej trylogii nie sięgnę i nie mogę jej Wam z czystym sercem polecić. Niestety pomysł był dobry, ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Jak dla mnie to po prostu niewykorzystany potencjał.
Ocena: 5/10
Olimpiada czytelnicza
Więcej informacji o wyzwaniach TUTAJ
Siódemka przyjaciół wybiera się na wycieczkę w góry, w tajemnicy przed rodzicami. W nocy dzieje się coś dziwnego - ziemia się trzęsie. A rano na naszych bohaterów czeka niespodzianka - brak internetu i prądu oraz tajemnicze stwory pojawiające się w lesie. Czyżby był to początek Końca Świata?
A więc powiem Wam tak - zawiodłam się. Niezmiernie się rozczarowałam. Bo zamiast dostać mrożącą krew w żyłach historię, dostałam młodzieżowy bełkot na temat chłopaków, Tweetera i tego, jakie to straszne nie mieć dostępu do internetu. Początek był do bani. Książka kompletnie mnie nie zaciekawiła, ale czytałam ją i brnęłam przez kolejne rozdziały, bo wzięłam ją do szkoły a nic innego oprócz czytania nie miałam do roboty. No i tak się ciągnęło i ciągnęło i może przez ostatnie 50 stron nawet mnie wciągnęło. Widać było, że autor miał pomysł. Cały koncept tej powieści był, ale miałam wrażenie, że pan Marcin się w tym wszystkim pogubił. Bo z jednej strony kreuje nam dzień końca świata, jakieś istoty zombiopodobne i dodatkowo moce, które otrzymali bohaterowie. Ale co z tego, skoro tak naprawdę my nic o tym nie wiemy. Autor miał głowę pełną pomysłów, ale zamiast poświęcić czas na dopracowanie choć jednego pomysłu, wrzucił je do tej książki, niewiele o nich myśląc. Nie wiemy tak naprawdę jak działają te ich moce i chociaż próbowano mi to jakoś wyjaśnić, poszło do dosyć marnie. W pewnym momencie bohaterowie doszli już mniej więcej do rozwiązania tej zagadki o końcu świata i specyfice życia tych istot, ale mam wrażenie, że nie pociągnięto tego tematu dalej. Jeden z bohaterów wyciągnał jakieś wnioski, ale za chwilę zupełnie go pominięto, raze z tymi jego wnioskami.
Jeżeli jesteśmy już przy bohaterach to należy wspomnieć o tym, że jest ich zdecydowanie za dużo. To znaczy tak jak teraz patrzę, to nie ma ich aż tak wiele, ale powiem Wam jak to na początku jest. Zostajemy wrzuceni do akcji, w której główną rolę gra aż siódemka bohaterów - przyjaciele ze szkoły. Imion już zupełnie nie pamiętam, ale to moja skleroza :D No i szczerze mówiąc, żaden z tej siódemki wspaniałych (no może nie do końca) nie ma jakoś szczególnie wykreowanego charakteru. Główna bohaterka jest nijaka, zresztą jak wszyscy. Potem pojawiają się nowi bohaterowie, którzy zostają odnalezieni gdzieś w lesie, ale wiemy o nich tylko tyle, że mają jakieś imie.
Książka jest napisana bardzo młodzieżowo, bo i dla młodzieży napisana została. Mimo wszystko ja nie lubię takiego stylu. Jakoś w tej książce zupełnie mi to nie odpowiadało i uważam, że gdyby autor naposał to bardziej takim opisówym językiem, byłby mi to o wiele przyjemniej czytać. Opisy miejsc są nijakie, w sumie to trudno było mi sobie nawet wyobrazić ten tytułowy Dom.
Powiedziałam, że ostatnie 50 stron mnie wciągnęło, bo i tak było, ale nie nastawiajcie się na wiele. Po prostu nagle zaczęło się coś w tej książce dziać, ale nie czytałam tego z zapartym tchem. Jak widzicie, nie mam dla Was cytatów - po prostu nie znalazłam nic wartego uwagi :/
Mimo niewypału jakim okazała się być ta pozycja nie skreślam tego autora. Chciałabym przeczytać jego Karaibską krucjatę. Po kolejną cześć tej trylogii nie sięgnę i nie mogę jej Wam z czystym sercem polecić. Niestety pomysł był dobry, ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Jak dla mnie to po prostu niewykorzystany potencjał.
Ocena: 5/10
Siódemka przyjaciół w książce to zdecydowanie jest tłok, zwłaszcza na tak małej ilości stron. To w "Z mgły zrodzonym" można się pogubić, mimo większej objętości i naprawde dobrej ekspozycji postaci, a co dopiero przy takim czymś? No ja na razię po tego autora nie sięgam - dziś planuje zapoznać się z Kresem :D
OdpowiedzUsuńBrzmi bajkowo... Choc pomysl przy zdolnym piorze moze zostac ciekawie przedstawiony
OdpowiedzUsuńCałkiem nie moja bajka. Brak dostępu do internetu? Czułabym się jakbym była na kiepskich koloniach xD Ja nawet nazwiska autora nie kojarzę, i jeszcze się do tego przyznaje XD Od książki będę trzymać się z daleka w każdym razie :D Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńTym razem definitywnie odpuszczę. Po co sięgać po taką książkę, skoro jest tyle innych, o wiele lepszych :D
OdpowiedzUsuńA ja w sympatycznym tonie wspominam spotkanie z tą serią. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Szkoda, że wypadła tak słabo. Będę się trzymała od niej z daleka :)
OdpowiedzUsuńLol, Marcin Mortka i taka okładka? Coś mi tu nie pasuje ;) Czytałam jego poprzednie książki- część lepszych część gorszych ale tej jeszcze nie widziałam, i szczerze jakoś mi nie pasuje do tego pisarza.
OdpowiedzUsuńRecenzja fajna, i teraz wiem na pewno, że nie sięgnę po tę pozycję. Blog dodaję do obserwowanych i zapraszam do mnie.
pozdrawiam
czytankanadobranoc.blogspot.ie
Ta okładka jest nieziemska! Szkoda, że tylko 5/10... ale może sama spróbuję :)
OdpowiedzUsuń@Waniliowe Czytadła
Ja chyba nie przeczytam, coś czuję, że trochę bym się wynudziła ;)
OdpowiedzUsuńAutora znam z licznych tłumaczeń książek, którymi się zajmuje. Jego osobistej twórczości nie było mi dane czytać i to chyba szybko się nie zmieni. Mortka jest kojarzony raczej z literaturą dziecięcą/dla młodych nastolatków (12-14 lat), a więc to już nie mój target. :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że treść nie dorównuje okładce. :/ Sam pomysł na książkę wydaje się ciekawy, ale skoro autor nie wykorzystał tego, to raczej nie sięgnę po tą pozycję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Alice
Tak coś czułam, że ta lektura nie będzie porywająca i dlatego też nigdy po drodze mi z nią nie było, teraz pewnie też nie będzie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To Read Or Not To Read
Ej a to nie jest dla dzieciaków? XD w sensie na stronie Zielonej sowy są przedziały wiekowe i moja dziurawa pamięć mi podpowiada, że to było jakieś "10-12 lat", może stąd taka beznadziejnie napisana książka? Znaczy ja absolutnie nie uważam, że dla młodszych można pisać ciulowo ale wiesz, dzieci też mniejszą uwagę przywiązują do detali i widzą wszystko inaczej ;) Nie mniej jednak ja po tę książkę nie sięgnę. Po pierwsze: za stara dupa ze mnie xD Po drugie: nie podoba mi się pomysł na tę historię. Po trzecie: żeś mnie skutecznie zniechęciła!
OdpowiedzUsuńBuziaki 😘
Q.
Otwórz Drzwi do Innego Wymiaru :)
Karaibska Krucjata <3
OdpowiedzUsuńKurczę, i tak spróbuję, bo ja na dwóch jego cyklach się nie zawiodłam (Mads Voorten i Krucjata), najwyżej będę krytykować lubianego autora :)