Czas żniw #2: Zakon mimów - Samantha Shannon

niedziela, 5 listopada 2017

Oczywiście musiałam przeczytać kontynuację niesamowitego Czasu żniw, który naprawdę wciągną mnie do swojego świata. Miałam jedyny zarzut - za wszystko to skomplikowane. I niestety te wszystkie skomplikowne rzeczy jakoś wyparowały mi z głowy i do lektury Zakonu mimów podeszłam zupełnie "nieprzygotowana". Ale o dziwo - wcale mi to nie przeszkodziło w błyskawicznym pochłonięciu książki, która zdecydowanie przewyższyła poziomem poprzedniczkę :) 


Tytuł: Zakon mimów
Autor: Samantha Shannon
Tłumaczenie: 
Seria: Czas żniw
Wydawnictwo: SQN
Liczba stron: 
Poprzednia część: Czas żniw
Następna część: Pieśń jutra

Książka bierze udział w wyzwaniach: 
Kitty's Reading Challenge: 
Przeczytam tyle ile mam wzrostu:
52 książki roku 2017
Więcej informacji o wyzwaniach TUTAJ



Paige Mahoney wydostała się z kolonii Sheol I. Teraz musi sprostać swojemu zadaniu w Sajonie. Czy Blada Śniąca zachowa swoją pozycję? Czy uda jej się przekonać innych jasnowidzów, jakie niebezpieczeństwo kryje się za ich plecami?


"- Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się nad tym, jak bardzo potrafisz być irytujący? 
- Raz czy dwa. - odparł."


Nie chciałam pisać dla Was dłuższego opisu, bo, jak wszyscy wiemy, unikam w recenzjach spoilerów. Prawda jest taka, że cokolwiek więcej bym napisała, to już byście na mnie krzyczeli. Dlaczego? A dlatego, że nie mamy tutaj przydługiego wstępu czy przypomnienia poprzedniego tomu - autorka wrzuca nas w sam środek akcji i bombarduje różnymi jasnowidzkimi i sajońskimi określeniami. Po kilku stronach przerwałam, przekręciłam kartki na sam koniec i przeczytałam wszystkie informacje tam zawarte (słowniczek, spis członków Eterycznego Stowarzyszenia, mapki...), żeby mieć jakiekolwiek pojęcie o tym, co czytam. To jest tak naprawdę jedyny minus - Samantha Shannon już w poprzedniej części miała małe trudności z przedstawieniem całego świata, chociaż po Zakonie mimów śmiało mogę stwierdzić, że dowiedziałam się znacznie więcej. Nie powiem, żeby ten wir akcji, słów i niezrozumiałych rzeczy jakoś bardzo mi przeszkadzał, bo wolę to niż nudą fabułę (której tutaj z pewnością nie doświadczycie!), ale wiadomo, że lubimy wiedzieć to i owo o książce, którą mamy przed sobą (i tutaj genialnie sprawdza się słowniczek :D).


"Rzadko kiedy opowieść zaczyna się od początku. Bywa jednak, że to właśnie koniec jest początkiem."

Przejdźmy jednak do samej fabuły. Znalazłam kilka niedociągnięć logicznych czy niedopracowań, ale przecież czytam książki dla rozrywki, a nie filozoficznego wyszukiwania niespójności. Niektóre momenty bardzo mnie zaskoczyły, ale czasami wszystkiego się domyślałam na 100 stron przed główną bohaterką... Zakończenie (niby mega zaskakujące i nieprzewidywalne) odgadłam w połowie. Nie mogę powiedzieć, że Zakon mimów był do bólu przewidywalny - bo czasami mnie zaskakiwał, ale większość po prostu była dla mnie nieco oczywista, może od nadmiaru książek tego typu. Sam pomysł jest oryginalny, nie spotkałam się wcześniej z jasnowidzeniem w książkach i bardzo mi się to podoba.

Wiecie co? Lubię tutaj wątek miłosny. No bo z jednej strony przewidziany na samym początku, ale z drugiej, jest w nim coś tak ujmującego i słodkiego, że aż chce się to czytać! Scen "miłosnych" nie jest tutaj dużo, ten wątek odgrywa w książce maleńką rolę, jest subtelny, naturalny i pozostaje jedynie tłem dla całej akcji.


"Słowa dodają skrzydeł nawet tym zdeptanym, załamanym i pozbawionym całej nadziei."


Paige bardzo lubię, jest to zdecydowana bohaterka, która nie boi się wyzwań, ale popełnia też błędy, przez co jest bardziej ludzka. Co do Naczelnika to ja w sumie nie mam o nim zdania - to znaczy, pamiętam, że w tamtej części w miarę go lubiłam, ale jakoś tutaj wydawał mi się taki nieobecny, mało występował i ogólnie jego postać trochę spadła :/ Jaxon Hall - możemy poznać bliżej jego psychikę i sposób myślenia, chociaż nadal go nie rozumiem i wiem, że nigdy nie zapałam do niego przyjaznymi uczuciami, to uważam, że jest wspaniale wykreowanym bohaterem. Oprócz nich, występuje jeszcze wielu, wielu innych, pobocznych czy epizodycznych postaci, ale gdybym miała powiedzieć o każdym, to zajęłoby to za dużo czasu. Ogólnie uważam, że autorka dobrze poradziła sobie ze stworzeniem bohaterów, ale mogłaby troszkę bardziej rozwinąć charakter Naczelnika, który dużo stracił, w porównaniu z pierwszym tomem.


"Lubimy myśleć, że jesteśmy odważni, ale przecież jesteśmy tylko ludźmi."
  

Styl pani Shannon wciąga i nie pozwala się oderwać. Jak już mówiłam, poziom wzrósł, widać, że autorka już ma większą wprawę w pisaniu, chociaż mimo wszystko mogłaby lepiej opisać nam całe uniwersum, które stworzyła. Humorystycznych sytuacji za wiele nie ma - parę śmiesznych dialogów się znajdzie, ale nie jest to książka stricte zabawna i w sumie mi to w miarę odpowiada :)

Podsumowując, jestem na tak! Zdecydowanie będę czytać kolejne części, których jestem bardzo ciekawa, a na razie pozostaje mi tylko polecić Wam tę serię! Nie jest jakaś szczególnie wybitna, ale mi osobiście bardzo przypadła do gustu :)

Ocena: 9/10


8 komentarzy:

  1. A mi się właśnie Naczelnik zaczął bardziej podobać - nadal jest tajemniczy, nie do końca wiadomo co i jak myśli, tym bardziej, że wymyka się schematom. To rzadkie w literaturze młodzieżowej. Wydaje mi się, ze własnie dzięki temu tez łatwiej zepchnąć watek miłosny na dalszy plan - Paige ma ważniejsze rozważania na temat Naczelnika niż swoje uczucia ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałabym nawet dziś po twojej recenzji, gdyby nie to, że jestem po imprezie, a to wydaje się zbyt skomplikowane :D
    Dobrze, że nie trzeba bardzo pamiętać pierwszego tomu :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Dużo słyszałam o tej książce, ale nie zdecydowałam się na lekturę ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwsza część mnie nie porwała aż tak, choć nie była zła, więc może skuszę się na kolejne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba się zdecyduję na całą serię! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Planuję i to w najbliższym czasie. Już za dużo się naczytałam tych pełnych zachwytów recenzji :D

    OdpowiedzUsuń
  7. widać Autorka sama żyje w tym świecie, który wykreowała i uznała za zbędne tłumaczenie w ramach fabuły tego, co jej się wydaje oczywiste, bo w jej głowie nabrało już kształtów, kolorów i do złudzenia przypomina rzeczywistość :D
    Z jednej strony to bardzo dobrze, bo pewnie dzięki temu jej styl i sama książka są tak wciągające. Z drugiej strony czytelnikowi łatwo się pogubić. Dobrze, że ktoś wpadł na pomysł, że dla człowieka, który do tego świata wpada tylko w celach turystyczno-rozrywkowych przydałoby się małe abecadło :D

    Pozdrawiam serdecznie, cass z cozy universe

    OdpowiedzUsuń
  8. Seria jeszcze przede mną, czeka na swoją kolej na półce. Mam nadzieję, że mi się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia