Mój stosunek do LEKTUR.
poniedziałek, 1 czerwca 2015
Między recenzją ostatniej części Dziedzictwa, a recenzją pierwszej części Zwiadowców minęlo trochę czasu dlatego postanowiłam wam wynagrodzić to takim o to postem. Więc tak (wiem, wiem nie zaczyna się zdania od więc) myślę, że lektury są niepotrzebne. Dobre jest w nich tylko to, że "zmuszają" do czytania jakiejś książki "antyczytelników". Nic po za tym. Gdyby jeszcze były to ciekawe książki... Na tyle lektur ile przeczytałam tylko kilka okazało się ciekawych. Reszta, totalne dno. Moim zdaniem te nieciekawe lektury odrzucają tych "antyczytelników" od czytania książek tak ogólnie. W sumie to moim zdaniem ktoś sobie chce czytać książki, niech se czyta. Kto nie chce niech nie czyta i już. Co prawda ja zobowiązuję się wychować swoje dzieci (choć do tego mi jeszcze bardzo daleko) tak aby chętnie czytały książki. Ja nie lubie lektur i uważam, że są niepotrzebne. Podzielcie się swoją opinią w komentarzu. Nie wiem czy ten post był poprawny pod względem interpunkcyjnym, ortograficznym, językowym itp. i nie obchodzi mnie co by mi za to postawiła pani od polaka. Ten post wprowadził mnie do takiego oskarżycielskiego i buntowniczego nastroju, że nie wiem. Kończę tą notkę bo widzę, że zaczynam już tu pisać bez sensu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Co do lektur... W szkole średniej przeczytałam chyba ze trzy, za to w podstawówce każdą. Tamte były o wiele ciekawsze i przyznaję, że mam co do niektórych sentyment (np. "Karolcia", "Dzieci z Bulerbyn", czy "Pinokio"). Dalej było raczej gorzej... W końcu nawet nie brałam się za czytanie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Taaak... Dzieci z Bulerbyn, Karolcia, Oto jest Kasia.... To były czasy....
OdpowiedzUsuńFakt... Przynajmniej w podstawówce zadawane były lektury, które zachęcały do czytania :)
Usuń