Jeju, strasznie was przepraszam za tą tygodniową nieobecność. I tutaj, i na waszych blogach. W tym tygodniu po prostu nie miałam czasu dosłownie na nic. Ani nic nie czytałam, ani nie pisałam żadnych recenzji... Noga dalej chora, co jeszcze bardziej przeszkadza. Postaram się jakoś nadrobić zaległości u was, ale nie wiem jak mi to wyjdzie.
Tytuł: Królestwo łabędzi
Autor: Zoë Marriot
Tłumaczenie: Monika Walendowska
Seria: Poza czasem
Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 259
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Czytam fantastykę
Przeczytam tyle ile mam wzrostu: 1,7 cm
52 książki roku 2016
Olimpiada czytelnicza
Aleksandra to księżniczka Królestwa (nie zwracajcie uwagi na to jak głupio to brzmi...). Ma trzech braci, uwielbianych przez ojca, który niestety na nią nie zwraca uwagi. Ona, razem z matką ćwiczy umiejętności magiczne. Jednak pewnego dnia, podczas wyprawy z matką do dziwnego, tajemniczego miejsca, królowa zostaje zabita, przez potwora. Ojciec Aleksandry codziennie wieczorem wychodzi na polowanie stwora. Pewnego razu wraca z tajemniczą kobietą, Zellą, która rzuca urok na całe królestwo, wychodzi za mąż za króla i pozbywa się Aleksandry, odsyłając ją do siostry dawnej królowej. Pod wpływem działań Zelli, królestwo powoli umiera i tylko Aleksandra może je uratować.
Okładka jest w miarę ładna. Te kolory, łabędzie... Ogólnie nardzo mi się podoba, jednak to chyba jest... najlepszy aspekt tej książki. Niestety.
Styl autorki jest zupełnie nijaki. Miałam wrażenie jakbym czytała historię napisaną przez dziesieciolatkę. Zupełnie nie mogłam się wbić, wciągnąć, czytałam na przymus. Humoru nie ma wcale, co pogarszało sprawę. Dialogów mało, a jeśli już są to wymuszone i sztuczne.
Fabuła jest w ogóle taka pokręcona i nie została mi należycie wyjaśniona. Tak naprawdę za wiele z tej historii nie rozumiem. Nie wiem co to jest ta jakś eneida. To znaczy wiem, że to jest jakieś źródło mocy (czego też sama się musiałam domyślić) czy coś w tym stylu, ale skąd się bierze? Autorka poruszyła tyle wątków, ale żadnego z nich nie poprowadziła dobrze. Pomysł jest. Ta książka naprawdę miała potencjał, który moim zdaniem nie został wykorzystany. Końcówki w ogóle nie rozumiem. Jak ktoś wie co się stało na koniec z Zellą, to niech mi powie (albo napisze na maila, żeby nie było spoilerów), bo ja zupełnie tego nie zrozumiałam. Co prawda ostatnie 20 stron nawet mi się podobał, ale całość wyszła bardzo mizernie. Do tego ten straszny wątek miłosny! Brr, tak nijaki, tak przewidywalny. Niby się spotykała z tym (jak mu tam było?) Gabrielem, którego kreacja została kompletnie pominięta. Ale tym spotkaniom nie towarzyszyły w ogóle emocje! Niby o czymś rozmawiamy, płynie czas, ja myślę o tym jaki on fajny i idę do domu, żeby rozmyślać nad tym co mu powiem jak spotkamy się następnym razem. I nic.
Bohaterowie to jest totalna masakra tej książki. Chyba żaden nie został wykreowany. Autorka zupełnie się do tego nie przyłożyła. Aleksandra jest, bo jest. Gabriel jest, bo jest. Bracia są, bo są. Zella jest, bo jest. No niby możemy zauważyć u głównej bohaterki, to że się nie poddawała. No ale hello! Żadni bohaterowie się nie poddają, wszystcy są the best i ratują świat. (Jak nasza kochana Aleksandra!) Jestem pod wrażeniem inteligencji naszej głównej bohaterki. Ona po prostu wszystkiego domyślała się po fakcie. Miala tyle wskazówek, a była taka....nieudolna. Nie, już w ogóle nie mam słów na tą książkę, na tych bohaterów. Jestem taka wkurzona, bo zmarnowałam na nią, aż dwa dni....
Podsumowując, nie polecam. No chyba, że chcecie nijaką, bezbarwną, dziwną (ale w złym sensie) książkę. Jeśli tak to książka dla was, ale nie sądzę, aby ktoś taką chciał. Jednak oczywiście jesli komuś sie spodobała to szanuję, chociaż zupełnie tego nie rozumiem... Ale powiem, że miała jeden plus - małą ilość stron.
Ocena: 4+/10
Och, jak ja uwielbiam krytyczne recenzje!! ^.^ :D
OdpowiedzUsuńZ pewnością będę tę książkę omijać najszerszym z wszystkich szerokich łuków, bo po Twojej opinii zdążyłam znienawidzić główną bohaterkę i autorkę za tak słabą kreację bohaterów i niewykorzystanie potencjału książki. Ech, no cóż-jedna książka mniej do przeczytania-przynajmniej nie będę marnować sobie na nią czasu.
Pozdrawiam cieplutko!
Ja też lubię czytać jak ktoś krytykuje :D
UsuńNic nie stracisz :)
A mnie się bardzo podobała, ta książka jest jak baśń - nie wszystko jasne i powiedziane, sporo trzeba się domyślać, ale jaki klimat... No i sam motyw jest baśniowy.
OdpowiedzUsuńCo do postaci się zgodzę - poza główną bohaterką właściwie nikogo nie poznajemy, ale nie przeszkadzało mi to. Właściwie ich charaktery wydawały mi się zbędne, ponieważ dla mnie byli tylko pretekstem do prowadzenia fabuły.
No według mnie kiedy się pisze książkę to trzeba wykreować bohaterów. Charaktery nie mogą być zbędne, bo bez bohaterów nie ma książki, a jak mamy bohatera bez charakteru to niby jest, ale go nie ma...
UsuńTo i tak nie jest coś, po co bym sięgnęła ;p I w ogóle, nie przepraszaj za nieobecność na cudzych blogach - nie ma po co ;p O ile wyjaśnienie nieobecności na blogu jest OK to takie tlumaczenie się sesnu nie ma ;)
OdpowiedzUsuńChciałam tylko wytłumaczyć dlaczego mnie nie było :)
UsuńTo dobry plus przy złej książce. Ja ostatnio czytałam maskarę, która miała 450 :P
OdpowiedzUsuńDobry i jedyny plus :)
UsuńOch nieeee, a ja tak chciałam przeczytać tę książkę...! Pomysł na nią tak strasznie mnie zauroczył! A tu taka klapa...
OdpowiedzUsuńMoże tobie się spodoba.... chociaż nie sądzę :(
Usuń