Tir Alainn #1: Filary świata - Anne Bishop

poniedziałek, 28 stycznia 2019

Do tej pory nie miałam jeszcze okazji przeczytać żadnej książki Bishop, ale słyszałam o tej autorce naprawdę różne opinie... Jedni uwielbiają, inni nienawidzą. Postanowiłam się więc sama przekonać czy jej pióro jest dla mnie i zabrałam się za Filary świata, pierwszy tom serii Tir Alainn. Opis zapowiadał się na ciekawą historię, więc spróbowałam. Co wynikło z tego spotkania?


Tytuł: Filary świata
Autor: Anne Bishop
Tłumaczenie: Marta Weronika Najman
Seria: Tir Alainn
Wydawnictwo: Initium
Liczba stron: 524
Poprzednia część: -
Następna część: ?
Przeczytam tyle ile mam wzrostu: 3,3 cm

Ari to młoda wiedźma opiekująca się Starym Miejscem, tak jak to od pokoleń czyniły jej poprzedniczki. Od czasu Letniego Księżyca jej życie zaczyna się zmieniać. Do jej chaty ciągle przybywają nowi goście, a z czasem okazuje się, że są to Fae - potężne istoty zamieszkujące Krainę Czarów, Tir Alainn. Lucian, Pan Słońca, któremu Ari oddaje siebie, Dianna, Pani Księżyca, z którą zaczyna się zaprzyjaźniać, Lyrra, Muza, Aiden, Bard i Falco w postaci jastrzębia zaczynają się nadmiernie interesować czarownicą. Spowodowane jest to tym, że drogi łączące obie krainy zaczynają zanikać, tym samym izolując kolejne klany. Fae poszukują informacji co może powodować zanikanie dróg, a mają tylko jedną wskazówkę, którą są tajemnicze Filary świata.


Początek tej książki zupełnie nie przypadł mi do gustu. Pierwsze 100/150 stron opowiada tylko o tym w jaki sposób doszło do znajomości między Lucianem i Ari oraz jak rozwijał się ich romans. Naprawdę nie miałam ochoty czytać o tym jak w noc Letniego Księżyca kobiety i mężczyźni wychodzą z domów i idą w poszukiwaniu partnerek, partnerów i różnych przyjemności. Miałam ochotę rzucić tą książką w ścianę gdy czytałam o tym jakie jest podejście mężczyzn Fae do kobiet, które mają być jedynie materialnie traktowanym narzędziem do osiągania przyjemności. Praktycznie cała pierwsza część książki o tym mówi, a wątki związane z czarami, wiedźmami i drogami zostają odsunięte na dalszy plan. Jednocześnie od początku wprowadzana jest masa różnych bohaterów i nie do końca odnajdywałam się w czytanej historii. Musiałam się nieco zmuszać do czytania tej książki, bo kompletnie mi nie podchodziła i myślałam już, że ta recenzja będzie całkowicie negatywna, bo lektura wcale mi się nie podobała. 

Natomiast im bardziej szłam do przodu i zagłębiałam się w tę historię zaczęłam znajdować więcej plusów. Gdy już przeszłam przez ten, w moim mniemaniu, żenujący początek, akcja zaczęła się rozkręcać, a tym samym książka stała się bardziej interesująca. Już czytało mi się szybciej i przyjemniej. Nie mogę niestety powiedzieć, że fabuła była nieprzewidywalna i zaskakująca, bo na to liczyłam sięgając po tę pozycję. Przez to, że poznajemy historię z kilku różnych perspektyw, wiemy więcej od bohaterów, co sprawia, że każdy może się domyślić jak dalej potoczą się wydarzenia. Może był to celowy zabieg autorki, żeby czytelnik miał jasność sytuacji, ale zabrało to elementy zaskoczenia, bo większość zdarzeń udało mi się przewidzieć. 

Muszę przyznać, że pomysł przypadł mi do gustu. Mimo, że z istotami Fae spotkałam się już wcześniej, przede wszystkim w książkach Sarah J. Maas, ogólna koncepcja książki mi się podobała. Dobrze pokazana jest tutaj osobowość Fae - mamy ukazany ich egoizm, zaborczość i władczość. Chcieliby by całą brudną robotę odwalił za nich ktoś inny, a oni mogli żyć w luksusach. Zatracili się w swoim bogactwie do tego stopnia, że wiele rzeczy zostało zapomniane, co sprawiło, że drogi zaczęły zanikać, a oni nie wiedzieli jak temu zapobiec. Jednak przede wszystkim spodobał mi się wątek wiedźm. Chata Ari, jej magia, rytuał w Przesilenie, stare księgi jej rodu - to wszystko stanowiło tak tajemniczą atmosferę, że aż chciałabym przeczytać o tym więcej!


"Fae uznali, że życie w krainie, która nie wymaga od nich wiele wysiłku, podoba im się bardziej od tego w świecie, gdzie mamy zarówno róże, jak i kolce. Zaczęli żyć ponad światem niczym istoty, które żyły w gałęziach drzew i dotykały ziemi tylko wtedy, gdy chciały się zabawić - albo gdy dostrzegały tam coś, czego pragnęły. Fae jednak zapomnieli, że drzewo nie przetrwa bez korzeni."


Bohaterowie byli wykreowani stosunkowo dobrze, choć dość schematycznie. Ari to w sumie taka typowa bohaterka poszukująca prawdziwej miłości. Można powiedzieć, że w miarę ją polubiłam, za jej oddanie pracy, za taką altruistyczną postawę i przede wszystkim za to, że była czarownicą... :D Neall to taki kochany i poczciwy człowiek, który swoim poświęceniem dla Ari totalnie mnie kupił. Natomiast jeśli chodzi o Fae… Tak mnie denerwowali, irytowali i wkurzali. Zarówno Dianna, swoimi kłamstwami, Lucian swoją zaborczością jaki i pozostali Fae - wszyscy byli okropni, z wyjątkiem Morag Zbieraczki, która zasługuje na dużo uwagi. To w sumie najbardziej interesująca i ciekawa bohaterka tej książki. Szkoda, że autorka nie poświęciła jej trochę więcej uwagi. Jest to tajemnicza postać, która mnie intrygowała od samego początku i ją polubiłam.

Oczywiście bardzo istotny jest tutaj wątek miłosny. Ari mająca złe doświadczenie z mężczyznami, która najpierw z radością oddała się Lucianowi, by później zostać przez niego skrzywdzoną. Ari poszukująca prawdziwej miłości, która nie będzie opierać się jedynie na przyjemności i świecidełkach, a na szacunku i lojalności. Ari, której względy próbuje zdobyć poczciwy Neall, tak inny od Luciana, ale dający prawdziwe uczucie. 


„Lucian jest jak potężna burza, intensywna i przytłaczająca, imponująca w chwili, gdy trwa. A Neall jest jak miękki deszcz, ten cichy deszcz, który wsiąka głęboko w ziemię.”


Jeśli chodzi o styl Bishop nie będę się nad nim pławić w zachwytach. Momentami książkę źle mi się czytało, a czasem lekko i przyjemnie. Ogólnie jej język jest normalny, przeciętny, nic nadzwyczajnego. 

Podsumowując, zdecydowanie nie jest to fantastyka na takim poziomie jak chociażby Tajemnica Askiru wydawana przez to samo wydawnictwo. Nie uwielbiam i nie zachwycam się tą pozycją. Na początku bardzo się nią męczyłam, później było lepiej, ale nadal nie na tyle wystarczająco, by w pełni mi się spodobała. Jedyną bohaterką, która wydała mi się bardzo interesująca była Morag, a sama historia nie była zaskakująca. Pomysł mi się podobał, ale jeśli chodzi o całokształt mam średnią opinię. Myślę, że fanom Bishop pewnie się spodoba. Ja po pierwszym spotkaniu z tą autorką na razie jakoś nie mam ochoty na inne jej książki. 

Ocena: 5/10



3 komentarze:

  1. Średniaki to zło. Człowiek nie do końca sam wie, czy to, co przeczytał, mu się podoba, czy nie... Tak, średniaki to straszne zło ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytałam nic Anne Bishop i na razie nie zamierzam, kiedyś mnie zainteresowała, ale teraz zupełnie mnie do niej nie ciągnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam Bishop wszystko, co dotąd zostało wydane po polsku. Tir Alainn to jej najsłabsza książka w mojej opinii i szkoda, że na nią trafiłaś jako pierwszą. Pozostałe światy były znacznie mniej przewidywalne, a bohaterowie dużo lepiej wykrojeni.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia