Podsumowanie listopada

środa, 30 listopada 2016

Ten miesiąc był wprost zawalony pod względem szkoły i moich spraw prywatnych. Na początku zdobiłam sobie coś z kolanem i do teraz chodzę o kulach :( Na szczęście już mnie mniej boli, a w poniedziałek już mam nadzieję uda mi się chodzić bez pomocy znienawidzonych przeze mnie kul... Przez nogę nie chodziłam tydzień do szkoły, a jak wróciłam zostałam odpytana z biologii, z trzech lekcji na których mnie nie było, ale wszystko uzupełniłam i nauczyłam się, ale pani nie rozumiała, że nie może pytać mnie z czegoś czego nie ma ani w podręczniku, ani w zeszycie tylko po prostu "mówiła na lekcji" a ja powinnam się dowiedzieć co było i dostałam, moją pierwsza w życiu dwóję. No ale jakoś za bardzo się tym nie przejmuje.... Potem właśnie z tych tematów z biologii był sprawdzian i mam nadzieję, że napisałam go na więcej niż 2. Do tego jeszcze uczestniczę w jasełkach szkolnych, więc dodatkowa robota. I w związku z tym zupełnie nie miałam czasu na czytanie.... Królestwo łabędzi i Wybrańca przeczytałam w tym tygodniu kiedy siedziałam w domu, a DA jakoś tak po dwa rozdziały każdego dnia i tak jakoś wyszło, że 3 ksiązki przeczytałam. Ale dobra, zaraz was zanudzę na śmierć, więc przejdźmy do podsumowanka.

Ilość przeczytanych książek: 3
Królestwo łabędzi Zoë Marriot - 259 stron
Smocza krew. Wybraniec - Magdalena Marków - 500 stron
Miasto zagubionych dusz - Cassandra Clare -
Liczba przeczytanych stron: 1315
Średnia liczba przeczytanych stron na dzień: 43
Najlepsza książka miesiąca: Wybraniec i Dary <3
Najgorsza książka miesiąca: Królestwo łabędzi
Ilość opublikowanych postów: 9
W tym recenzji: 7
Najpopularniejszy post: Osobliwy dom pani Peregrine

PODSUMOWANIE WYZWAŃ 
Abc czytania: Recenzje: Zieleń szmaragdu Przeczytane: -
Wyzwanie czytelnicze 2016: Recenzje: Mrozi krew w żyłach (Osobliwy dom...) Przeczytane: Głowny bohater ma takie inicjały jak mój nauczyciel od angielskiego MB - Magnus Bane (według mnie on równieź jest głównym bohaterem)
Czytam fantastykę: Recenzje: 5 Przeczytane: 3
52 książki w roku 2016: +3 :)
Przeczytam tyle ile mam wzrostu: 16,9 Razem: 140,1/164 
Olimpiada czytelnicza: A to mi sie nie chce liczyć... Bo to recenzjami jest :)

Co do wyzwań to jestem zadowolona. Wreszcie w Wyzwaniu Czytelniczym zdoałałam odchaczyć podpunkt z nauczycielem od angielskiego, a już myślałam, że nigdy takiej książki nie znajdę... Biorąc pod uwagę to, że w przed wakacjami miałam inną panią i patrzyłam do innych inicjałów... Jeśli chodzi o "Przeczytam tyle ile mam wzrostu" to nie wiem czy uda mi się zakończyć to wyzwanie całkowitym sukcesem. No bo... żeby tak było musiałabym przeczytać w grudniu aż 24 cm... No nie wiem, może się uda na co ogromnie liczę, bo mimo wszystko chciałabym zakończyć wszystkie wyzwania pozytywnie :D Co do Abc czytania zostało mi tylko L. Napiszcie mi jakieś tytuły książek które polecacie, na tą właśnie literę :)

Podsumowując, uważam, że mogłoby być w tym miesięcu lepiej, ale ze względu na ogrom nauki sobie wybaczam. Mam nadzieję, że u was było lepiej. Życzę i sobie i wam zaczytanego grudnia!
Czytaj dalej »

Królestwo łabędzi - Zoë Marriot

środa, 23 listopada 2016




Jeju, strasznie was przepraszam za tą tygodniową nieobecność. I tutaj, i na waszych blogach. W tym tygodniu po prostu nie miałam czasu dosłownie na nic. Ani nic nie czytałam, ani nie pisałam żadnych recenzji... Noga dalej chora, co jeszcze bardziej przeszkadza. Postaram się jakoś nadrobić zaległości u was, ale nie wiem jak mi to wyjdzie.


Tytuł: Królestwo łabędzi
Autor: Zoë Marriot
Tłumaczenie: Monika Walendowska
Seria: Poza czasem
Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 259

Książka bierze udział w wyzwaniach: 
Czytam fantastykę
Przeczytam tyle ile mam wzrostu: 1,7 cm
52 książki roku 2016
Olimpiada czytelnicza

Aleksandra to księżniczka Królestwa (nie zwracajcie uwagi na to jak głupio to brzmi...). Ma trzech braci, uwielbianych przez ojca, który niestety na nią nie zwraca uwagi. Ona, razem z matką ćwiczy umiejętności magiczne. Jednak pewnego dnia, podczas wyprawy z matką do dziwnego, tajemniczego miejsca, królowa zostaje zabita, przez potwora. Ojciec Aleksandry codziennie wieczorem wychodzi na polowanie stwora. Pewnego razu wraca z tajemniczą kobietą, Zellą, która rzuca urok na całe królestwo, wychodzi za mąż za króla i pozbywa się Aleksandry, odsyłając ją do siostry dawnej królowej. Pod wpływem działań Zelli, królestwo powoli umiera i tylko Aleksandra może je uratować.

Okładka jest w miarę ładna. Te kolory, łabędzie... Ogólnie nardzo mi się podoba, jednak to chyba jest... najlepszy aspekt tej książki. Niestety.

Styl autorki jest zupełnie nijaki. Miałam wrażenie jakbym czytała historię napisaną przez dziesieciolatkę. Zupełnie nie mogłam się wbić, wciągnąć, czytałam na przymus. Humoru nie ma wcale, co pogarszało sprawę. Dialogów mało, a jeśli już są to wymuszone i sztuczne.

Fabuła jest w ogóle taka pokręcona i nie została mi należycie wyjaśniona. Tak naprawdę za wiele z tej historii nie rozumiem. Nie wiem co to jest ta jakś eneida. To znaczy wiem, że to jest jakieś źródło mocy (czego też sama się musiałam domyślić) czy coś w tym stylu, ale skąd się bierze?  Autorka poruszyła tyle wątków, ale żadnego z nich nie poprowadziła dobrze. Pomysł jest. Ta książka naprawdę miała potencjał, który moim zdaniem nie został wykorzystany. Końcówki w ogóle nie rozumiem. Jak ktoś wie co się stało na koniec z Zellą, to niech mi powie (albo napisze na maila, żeby nie było spoilerów), bo ja zupełnie tego nie zrozumiałam. Co prawda ostatnie 20 stron nawet mi się podobał, ale całość wyszła bardzo mizernie. Do tego ten straszny wątek miłosny! Brr, tak nijaki, tak przewidywalny. Niby się spotykała z tym (jak mu tam było?) Gabrielem, którego kreacja została kompletnie pominięta. Ale tym spotkaniom nie towarzyszyły w ogóle emocje! Niby o czymś rozmawiamy, płynie czas, ja myślę o tym jaki on fajny i idę do domu, żeby rozmyślać nad tym co mu powiem jak spotkamy się następnym razem. I nic.

Bohaterowie to jest totalna masakra tej książki. Chyba żaden nie został wykreowany. Autorka zupełnie się do tego nie przyłożyła. Aleksandra jest, bo jest. Gabriel jest, bo jest. Bracia są, bo są. Zella jest, bo jest. No niby możemy zauważyć u głównej bohaterki, to że się nie poddawała. No ale hello! Żadni bohaterowie się nie poddają, wszystcy są the best i ratują świat. (Jak nasza kochana Aleksandra!) Jestem pod wrażeniem inteligencji naszej głównej bohaterki. Ona po prostu wszystkiego domyślała się po fakcie. Miala tyle wskazówek, a była taka....nieudolna. Nie, już w ogóle nie mam słów na tą książkę, na tych bohaterów. Jestem taka wkurzona, bo zmarnowałam na nią, aż dwa dni....

Podsumowując, nie polecam. No chyba, że chcecie nijaką, bezbarwną, dziwną (ale w złym sensie) książkę. Jeśli tak to książka dla was, ale nie sądzę, aby ktoś taką chciał. Jednak oczywiście jesli komuś sie spodobała to szanuję, chociaż zupełnie tego nie rozumiem... Ale powiem, że miała jeden plus - małą ilość stron.

Ocena: 4+/10

Czytaj dalej »

Laurel #3: Złudzenie - Aprilynne Pike

niedziela, 20 listopada 2016

Tytuł: Złudzenie
Autor: Aprilynne Pike
Tłumaczenie: Donata Olejnik
Seria: Laurel
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Liczba stron: 335
Poprzednia część: Magia Avalonu
Następna część: Moc przeznaczenia

Książka bierze udział w wyzwaniach: 
Czytam fantastykę
Przeczytam tyle ile mam wzrostu: 2,5
52 książki roku 2016
Olimpiada czytelnicza

Przyznajcie, że ta okładka jest beznadziejna. Ta dziewczyna jest taka przerysowana, może kolory ładne, ale okładka niestety nie.

Laurel po powrocie z wakacyjnej nauki w Avalońskiej Akademii stara sie jak najlepiej wykorzystać czas, który może spędzić z chłopakiem Dawidem i przyjaciółką Chelsea. Jednak nie wszystko idzie zgodnie z planem, bo nagle po długiej przerwie w jej życiu pojawia się Tamani, wróżki mają kłopoty a dziewczyna znów będzie musiała toczyć walkę na śmierć i życie.

W tym tomie Laurel bardzo mi zaimponowała. Stała się mniej rozdarta, co prawda jednak dalej niedo zagubiona w swych uczuciach ale już przynajmniej podejmowała konkretne decyzje. Nie pozwalała rządzić sobą, lecz sama rządziła innymi i robiła takie rzeczy o które w pierwszym czy drugim tomie bym jej nie podejrzewała. Przede wszystkim podobała mi się u niej pewność siebie oraz to, że umiała postawić na swoim. Taaak, Laurel zdecydowanie w tym tomie przyplusowała. Dawid był bardzo denerwujący, chociaż już nie aż tak jak wcześniej. Za to Tam... Niesamowity <3 Naprawdę bardzo, ale to bardzo go podziwiam. To co on robił było niepowtarzalne. Takie poświęcenie dla osoby, ktorą się kocha, naprawdę mamy tutaj prawdziwą miłość, która nie polega na o jaki jesteś przystojny/ładna, pocałujmy się i bądźmy razem na wieki. Nie! Tutaj mamy coś zupełnie innego, prawdziwe uczucie, które czasami jest odrzucane, ale jest prawdziwe. Troszkę tylko przeszkadza Dawidek, ale może gdyby nie on Tamani nie czuł by do Laurel aż tak silnej miłości, niestety z odrobiną zazdrości. Chelsea bardzo lubię. Jest to taka bardzo pozytywna, ciepła bohaterka, która może za wiele w tej historii nie znaczy, ale wprowadza nutkę humoru i radości. Jeśli chodzi o Yuki (ci co nie czytali to nie wiedzą kto to, ale nie zamierzam wam tego zdradzać). Od początku wiedziałam, że ma wrogie zamiary, ale nie miałam pojęcia czego one będą dotyczyć. Przecież to nie było możliwe, żeby tak zupełnie nic nie wiedziała. Ale to nie jest tak, że to ja się domyśliłam tego, bo to akurat bohaterowie również wiedzieli, lecz po prostu nie byli pewni. Dokładnie jak ja.

Jakoś tak dziwnie od bohaterów zaczęłam, ale mniejsza o to. Pomysł na całą tą historię naprawdę mnie zadziwia i nie mogę się doczekać kolejnego tomu za który zabieram się dosłownie po skończeniu tej recenzji! To wszystko jest tutaj tak nieprzewidywalne i zaskakujące. Tak naprawdę chyba niczego (w kwestiach fabuły, nie trójkąta miłosnego) się nie domyśliłam. Końcówka była mocna, nie wiem co oni zrobią w tej czwartej części ale spodziewam się czegoś naprawdę fenomenalnego! Mam nadzieję, że się nie zawiodę ale nie sądzę, żeby tak się stało.

Podsumowując bardzo polecam całą serię. Jest to naprawdę niesamowita przygoda. Jak na razie to była najlepsza część, bo wydaje mi się, że najwięcej się działo, ale to się może zmienić kiedy przeczytam Moc przeznaczenia.

PS. Kiedy wy to czytacie to ja już jestem najprawdopodobniej po czwartej części, więc miejcie to na uwadze pisząc komentarze typu Musisz przeczytać czwartą część, jest super :)

Ocena: 8+/10 
Czytaj dalej »

Osobliwy dom pani Peregrine - Ransom Riggs (książka + film)

czwartek, 17 listopada 2016

Tytuł: Osobliwy Dom pani Peregrine
Autor: Ransom Riggs
Tłumaczenie: Małgorzata Hesko-Kołodzińska
Seria: Osobliwy dom pani Peregrine
Wydawnictwo: Media rodzina
Liczba stron: 397
Poprzednia część: -
Następna część: Miasto cieni

Książka bierze udział w wyzwaniach: 
Wyzwanie czytelnicze 2016: Mrozi krew w żyłach
Czytam fantastykę
Przeczytam tyle ile mam wzrostu: 2,5 cm
52 książki roku 2016 
Olimpiada czytelnicza


Muszę się niestety do czegoś przyznać - najpierw byłam na filmie... Ale mam historię, która może mnie w waszych oczach usprawiedliwi. Jechaliśmy do kina ze szkoły i najpierw mieliśmy iść na jakiś inny film (już nawet nie pamietam tytułu xD), ale godziny nie pasowały czy coś i dopiero przed wejściem na salę dowiedzieliśmy się od pani co tak naprawdę będziemy oglądać. Gdybym wiedziała wcześniej to przed filmem bym przeczytała książkę, ale wyszło jak wyszło :) 



Kiedy Jacob był mały dziadek opowiadał mu przedziwne historie o swojej przeszłości. Chłopiec na 

początku w nie wierzył, ale im więcej miał lat tym mniej wydawały mu sie one prawdopodobne. Jednak gdy jego dziadek umiera w dziwnych okolicznościach Jake postanawia wyruszyć na wyspę - dawne miejsce zamieszkania dziadka by dowiedzieć się więcej o jego tajemnicach z przeszłości. 


Okładka, ta niefilmowa jest taka tajemnicza i bardzo mi się podoba. Filmowa jest taka bajkowa. Kojarzy mi się z jakąś bajką dla dzieci i nie pasuje mi zupełnie do tej historii. 



Najpierw zrecenzuję tą książkę tak po prostu a potem porównam ją z filmem i powiem kilka słów na temat ekranizacji. 



I teraz mam problem. Od kilku minut próbuję zacząć ta recenzję, ale nijak wychodzi. Nie wiem jakich mam słów użyć, żeby opisać tą książkę. Naprawdę bardzo mi się podobała, ale... Może zacznę tak trochę niestandardowo, bo nie jak zwykle od fabuły.


Po pierwsze brakowało mi humoru. Momentami ktoś rzucił jakąś sarkastyczną uwagę czy coś, ale to nie był humor, humor. Może autor chciał stworzyć straszną powieść i dlatego nie użył humoru, żebyśmy mogli się bać a nie śmiać. Ale mimo to nie za bardzo mu to wyszło. Tak naprawdę to "Mrozi krew w żyłach" z Wyzwania Czytelniczego odnosi się bardziej do filmu, który w kilku momentach sprawił, że się wzdrygnęłam. Styl autora nie jest lekki, ale nie jest też ciężki. Nie mogę powiedzieć, że jakoś bardzo mnie przytłaczał czy coś, ale nie był też lekki, że tak się czytało jak gdyby nigdy nic. Ale czy pokochałam ten styl? Raczej nie, choć nie był najgorszy. 


Pomysł na fabułę jest oryginalny i niepowtarzalny. Nie mogę powiedzieć, że potencjał został wykorzystany w 100 procentach, ale nie było najgorzej. Początek nie był jakiś mega ciekawy. Tylko ciągle czekałam aż w końcu pojadą na tą wyspę i on pójdzie do tego domu. Gdy już to się stało było ciekawie i czytałam z zapartym tchem, bo wiele rzeczy było innych niż w filmie i nawet udało się mnie parę razy zaskoczyć. Jednak końcówka to jest totalna masakra. Taka nijaka, nie ma takiego mocnego akcentu na koniec, przez co nie mamy takiego poczucia. O rany muszę przeczytać kolejny tom! Wolałabym zdecydowanie taki mocny koniec. Ogólnie zadziwia mnie ile rzeczy można dopowiedzieć na potrzeby filmu, bo autorowi ekranizacji końcówka też się chyba nie bardzo podobała. Wątek milosny jest oczywiscie mega przewidywalny, ale co zrobić?



Powiem tak Jake w filmie mnie strasznie denerwował. Ciągle wrzeszczałam do niego w myślach Ty durniu, idź tam! lub Ja nie mogę jakim on jest idiotą!. W książce na szczeście nie miałam tego uczucia i tego książkowego głównego bohatera udało mi się polubić. Nie powiem,  żeby inni  byli jakoś bardzo szczególnie wykreowani. Wszystkie dzieci wyróżniała jedynie ich osobliwość, ale niewielu z nich miało  określone cechy charakteru. Na uwagę zasługuje Emma, którą bardzo polubiłam. Natomiast sama pani Peregrine nie skradła mojej sympatii. Najważniejsze tylko zasady, zasady i zasady (zupełnie jak moja pani od polaka z podstawówki) :D .  Była taka sztywna, a ja nie lubię takich ludzi zbytnio. 

  
Na uwagę zasługują różne tajemnicze i mroczne ilustracje w ksiażce, które dodawały jej uroku (jeśli tak to można nazwać) oraz umilały czytanie. 



  Jeżeli chodzi o ekranizację to bardzo mi się podobała. Gra aktorska postaci, efekty specjalne i dźwiękowe. Jak już wspominałam podczas filmu kilka razy wstrzymałam oddech i podskoczyłam na siedzeniu. Oczywiście jest parę drobnych szczegółów różniących książkę od filmu. Takim największym jest chyba osobliwość Emmy. Kiedy czytałam książkę nie mogłam się do tego przyzwyczaić. Jednak muszę powiedzieć, że zawsze boję się ekranizacji, bo nie chcę, żeby zepsuły mi moją wizję książki, ale tutaj tak nie było. Kiedy czytałam to mimo wszsytko moja wyobraźnia działała i choć bohaterów miałam już narzuconych przez film, to te zdarzenia których w nim nie było sobie inaczej wyobrażałam przez co całość jest w mojej głowie nieco inna niż w filmie. Jednak jeżeli planujecie oberzeć film i przeczytać również książkę to najpierw radzę jednak papierową wersję tej historii, bo może przez to, że najpierw widziałam film książka nie wywarła na mnie takiego wrażenia jakbym chciała. 

Podsumowując, ta histora bardzo mi się podobała zarówno na papierze jak i na ekranie. Polecam!

Ocena: 8/10       (Zarówno film jak i książka) 





  


Czytaj dalej »

Rozmyślanki #7: Wątki

poniedziałek, 14 listopada 2016

Hej! W tych Rozmyślankach opowiem wam o wątkach. Jakie lubię, za jakimi nie przepadam... Za pomysł na dzisiejszy post dziękuję Kitty Ailli. Wy też proszę dawajcie jakieś swoje pomysły na tą serię, o czym chcielibyście poczytać, czego jeszcze nie wiecie :) Nie musi być tylko o książkach, jeżeli coś innego was ciekawi to też możecie pisać.


Na pierwszy ogień pójdzie...
Wątek miłosny 
Praktycznie jest w każdej książce. Czasami w różnych formach ale często jest to trójkąt miłosny. Chyba nie będę się rozdrabniać, każdy wie, że tego nienawidzimy. Czasem niestety dzieje się, że bohaterka robi się niezdecydowana, rozgoryczona i kapryśna, a gdy na koniec książki okazuje się, że wreszcie kogoś wybrała to nie tego co powinna. Ale czy kiedy autor książki wspaniałomyślnie pomyśli, żeby uniknąć trójkącika (a czasem nawet i czworokąta...) to wątek miłosny zawsze jest wspaniały? Odpowiedź brzmi nie. A to dlatego, że czasami zdarza się wątek miłosny nierealistyczny. Chodzi mi o to, że dzieje się za szybko. Tak to np. było w Trylogii czasu. Akcja trwała kilka dni, a zdąrzyli się nienawidzić, kochać, nienawidzić, kochać, nienawidzić, a na końcu i tak kochać! Bez sensu biorąc pod uwagę to, że było to na orzestrzeni zaledwie...tygodnia. Czasami też zdarza się, że bohaterowie spotykają się i tramtaramtamtam - miłość od pierwszego wejrzenia, kochamy się na wieki itp. Nie, nie, nie N I E!! Coś  takiego w prawdziwym życiu moim zdaniem się nie dzieje! A żeby wątek miłosny był prawdziwy według mnie musi być oparty na dłuższej relacji, poznawaniu tego kogoś i tym całym procesie zakochania. Mogą się najpierw nienawidzić czy coś w tym stylu, ale nie żeby to trwało kilka dni, bo wtedy to nierzeczywista masakra. 

Wątek tajemnic
Bardzo ważny! Książka bez jakiejś tajemnicy to nie książka! Tylko jeszcze, żebym nie odgadła jej przed bohaterem jej rozwiązania. Uuu i tu mamy problem. Przewidywalność i schematy. Nie za dobre połączenie... A niestety często się pojawia. Ale to chyba wszyscy wiemy. Wiemy też, że wiele książek posiada zaskakującą fabułę, a rozwiązanie jakiejś zagadki wprost wbija nas w fotel. Ale tez co za dużo to nie zdrowo! Gdy kończymy książkę i nie wiemy zupełnie nic też nie jest za dobrze. Lubię kiedy bohaterowie odkrywają rąbek tajemnicy, znajdują jakąś wskazówkę, która potem może się okazać błędna. Nie lubię natomiast nie wiedzieć zupełnie nic. Wtedy czuję jakiś taki...hm niedosyt. Chyba złe słowo, ale nie wiem jak to inaczej określić. Ale powiem jedno - uwielbiam zagadki, uwielbiam złożone tajemnice i uwielbiam rozwiązywać je razem z bohaterami i uwielbiam gdy jej ostateczne wyjaśnienie bardzo mnie zaskakuje!

Wątek zabójstwa-kryminalny
Wiele ludzi lubi - ja tak sobie. W sumie połączyłam tak trochę dwa wątki w jedno, ale o każdym z osobna nie miałabym dużo do powiedzenia. Ale no właśnie... Czy, żeby kryminał był udany musi chodzić o jakieś zabójstwo? Nie, oczywiście, że nie. Z reguly właśnie kryminały są na tym oparte. Ktoś zostaje zabity, szukają sprawcy, a potem okazuje się kto nim jest lub, że osoba popełniła samobójstwo. Ale właśnie wydaje mi się, że gdy jest kryminał, w którym nie chodzi o zabójstwo staje się on oryginalny i chyba za wiele takich nie ma. W sumie to ja się na tym gatunku nie znam, ale takie mam przynajmniej odczucie. Za dużo kryminałów nie czytam, chociaż lubię zagadki, jak już wcześniej mówiłam. Może właśnie dlatego, że nie lubię tego wątku zabójstw... Jak macie jakiś fajny kryminał to polecajcie. Chciałabym w końcu coś przeczytać z tego gatunku :)

Wątek przyjaźni
Bardzo mile widziany wątek w każdym gatunku. Lubię gdy główny bohater ma jakiegoś przyjaciela, który go wspiera. Mile widziane jest również gdy mamy kilku głównych bohaterów i oni wszyscy są przyjaciółmi. Jak np. w Zwiadowcach czy Drużynie Flanagana. Ale ten wątek jak zresztą wszystkie też można zepsuć. Czasami zdarza się, że jedynym irytującym bohaterem w książce jest właśnie nasza przyjaciółka, głównej bohaterki i przez cała książkę krzyczymy Czemu ty się z nią w ogóle przyjaźnisz? Przecież ona jest pusta jak nie wiem co. Ale czasami też coś w tym stylu pokazuje jak trudno znaleźć prawdziwego przyjaciela. Bo to naprawdę szczęście mieć najlepszego przyjaciela i trzeba ich naprawdę ostrożnie wybierać, a wielu ludzi sobie nie zdaje z tego sprawy. Dlatego gdy wątek przyjaźni pokazuje jej wartość i nie jest zrobiony na odwal, tak po prostu, żeby był - kupuje to.

Wątek magii
Wiadomo chyba nie od dziś, że kocham fantasy, więc oczywiście wątek magiczny jest jak najbardziej wskazany. Oczywiście nie wszyscy to lubią, ale ja wręcz kocham czytać o magii, smokach, elfach, czarownicach, wiedźmach, wampirach itd. Mogłabym ciągle wymieniać :) Za to jednak mam czasami do tego typu wątków zastrzeżenia. A mianowicie kiedy ktoś porusza taki o to wątek musi mieć na niego jakiś swój pomysł. Nie może być tak, że np. są w danej krainie elfy i... po prostu są. Jeżeli już są to dla mnie ten wątek trzeba jakoś rozwinąć. Fantastyka to naprawdę duże pole do popisu. Można stworzyć praktycznie... Co tylko się chce. Wyobraźnia jest nieograniczona. Dlatego, jeżeli ktoś w swojej książce pisze o elfach to musi pamietać o tym, że ktoś kiedyś te elfy już wymyślił. I one już są. Dlatego, jeżeli autor chce, aby jego powieść oryginalna musi mieć na te elfy jakiś swoj własny, niepowtarzalny pomysł. Albo najlepiej w ogóle wymyślić coś zupełnie swojego. Coś przede wszystkim nowego. 


Wątek bohaterski-główny bohater ratuje świat
Ostatnim już wątkiem o którym dzisiaj powiem jest dosyć schematyczny i często pojawiający się w fantastyce młodzieżowej. Chodzi mi tutaj o głównego bohatera, który (najczęściej) odkrywa w sobie jakąś moc, która pozwala mu na pojedynek z siłami zła i ta osoba ratuje świat, a książka kończy się wielkim happy endem. Do tego najczęściej tym bohaterem jest nastolatek czy nastolatka, który swoim "sprytem i mądrością" powala dorosłych na kolana. Czy coś takiego lubię? Hm, mam raczej mieszane uczucia. Jeżeli ten wątek jest dobrze zrobiony i rzeczywiście jest ktoś, od którego zależą losy świata, ale nie jest tak, że ten bohater wpada na jakieś pomysły, które zawsze są wspaniałe od razu. Jeżeli ma jakiegoś mentora, nauczyciela, pomocnika. Uczy się i robi błędy, aż w końcu bohaterzy wspólnymi siłami w końcu ratują ten świat, jest wtedy dobrze. Ale gdy jest inaczej, gdy ten bohater jest aż taki przerysowany i zbyt idealny to nie wygląda to wtedy dobrze. 

I tym sposobem skończyliśmy ten post. Mam nadzieję, że wam się podobało. A wy co sądzicie o wątkach w książkach? Jakie lubicie, jakich nie. Może o jakimś interesującym wątku nie wspomniałam... 
Przypominam, żebyście dzielili się swoimi pomysłami w komentarzach :D 


Czytaj dalej »

Selekcja #4: Następczyni - Kiera Cass

sobota, 12 listopada 2016

Tytuł: Następczyni
Autor: Kiera Cass
Tłumaczenie: Małgorzata Kaczarowska
Seria: Selekcja
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 360
Poprzednia część: Jedyna
Następna część: Korona

Książka bierze udział w wyzwaniach: 
Czytam fantastykę
Przeczytam tyle ile mam wzrostu:
52 książki roku 2016
Olimpiada czytelnicza:

Eadlyn, osiemnastoletnia, pierworodna córka Americy i Maxona to przyszła królowa. Pomaga ona ojcu w różnych sprawach kraju, żeby potem móc samodzielnie rządzić. Niestety nie dzieje się najlepiej. Zniesiono klasy, ale ludzie dalej narzekają, bo mimo wszystko wszyscy o tym pamiętają. Mimo, że jeśli ktoś kiedyś był w Siódemkach może starać się o pracę w szkole, nikt za bardzo nie chce zatrudniać takie osoby, bo jednak kiedyś klasy były. Żeby odwrócić uwagę społeczności od problemów, America i Maxon chcą zorganizować córce Eliminacje, w celu wybrania sobie męża. Eadlyn nie jest do tego przekonana, ona wcale nie chce sobie szukać męża, ale zawiera z rodzicami pewną umowę i zgadza się aby do pałacu przyjechało 35 mężczyzn. Jak sobie poradzi?

Wow, ta okładka mnie zaczarowała. Jest p r z e p i ę k n a!!! Chyba najlepsza z całej serii.

Nie spodziewałam się, że ten tom będzie w aż takim odstępie czasowym od tamtego, ale wyszło nawet nieźle. Jakby ktoś był ciekaw, bo o tym nie powiedziałam Ami i Maxon mają czwórkę dzieci. Trzech chłopaków, których imion już nie pamiętam oraz Eadlyn (może ktoś mi mógłby powiedzieć, jak się czyta jej imię bo ja kompletnie nie wiem). Sięgając po tą książkę, myślałam, że Eliminacje, które będą tu przedstawione będą mi bardzo przypominać te o których już czytaliśmy, ale nie. Faceci + Eadlyn to zupełnie inna mieszanka wybuchowa niż kobiety + Maxon. Zresztą czytamy to z perspektywy księżniczki, a nie kandydatów co również zupełnie zmienia postać rzeczy. Jeśli chodzi o to kogo Eadlyn wybierze, to mam pewne przypuszczenia, ale nie jestem na 100% pewna, tak jak to było z Ami.

Eadlyn bardzo przypomina mi Americę z jej młodych lat. Jest zdecydowana, wybuchowa, czasami
nieprzewidywalna i trochę władcza. Na szczęście nie jest to zupełna kopia matki. Bardzo mi się podobała jej miłość do braci, szczególnie do brata bliźniaka. Muszę powiedzieć, że chociaż czasem mnie irytowała, polubiłam tą dziewczynę, ale boję się trochę kolejnego tomu, bo tam pewnie będzie musiała dokonać wyboru i mam nadzieję, że nie zrobi się rozdartą, niezdecydowaną nastolatką. Co do kandydatów to mogliśmy dobrze poznać jedynie kilka mężczyzn. Przede wszystkim, Kyle'a, którego bardzo polubiłam, a także chłopaka nie znającego dobrze języka i potrzebującego tłumacza. Temu z kolei współczułam. Tych dwóch panów szczególnie zapamiętałam, chociaż były jeszcze randki z kilkoma innymi. Niektórzy zostali zupełnie pominięci...

Styl uległ moim zdaniem dużej poprawie. Jeszcze trochę brakuje mi humoru, ale wydaje mi się, że aktorka nabrała nieco doświadczenia.

Podsumowując, jeżeli spodobały wam się poprzednie części, z tą nie powinno być inaczej. Polecam całą serię! Chociaż muszę przyznać, że nie jest to najlepsza część z całej serii i jednak wolałam historię o Ami.

Ocena: 8-/10
Czytaj dalej »

Trylogia czasu #3: Zieleń szmaragdu - Kerstin Gier

środa, 9 listopada 2016




Na początek takie pytanko ważne: Weźcie dajcie mi jakiś pomysł na Rozmyślanki w tym miesiącu. Mam jakieś zaćmienie, zupełny brak weny czy coś i nie wiem na jaki temat by tu napisać. Zadajcie jakieś pytania czy coś bo w końcu tak się stanie, że nie będzie Rozmyślanek :(



Tytuł: Zieleń szmaragdu
Autor: Kerstin Gier
Tłumaczenie: Agata Janiszewska
Seria: Trylogia czasu
Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 454
Poprzednia część: Błękit szafiru
Następna część: -

Książka bierze udział w wyzwaniach: 
Abc czytania
Czytam fantastykę
Przeczytam tyle ile mam wzrostu: 3,2 cm
52 książki roku 2016
Olimpiada czytelnicza

Powiem tak - nie mogę uwierzyć, że ta książka aż tak mną wstrząsnęła. Żałuję, że ta trylogia jest trylogią, mogłoby być więcej części, bo ja nie chcę jeszcze się rozstawać z tymi bohaterami. To co się stało na końcu było fenomenalne, aż nie mogę się otrząsnąć z wrażenia. Ale od początku...

Gwendolyn właśnie złamano serce, ale nie jest zwykłą dziewczyną. Musi się wziąć w garść, chociażby po to, żeby przeżyć. Tajemnice z przeszłości wychodzą na jaw. Kto tak naprawdę miał rację - hrabia czy Lucy i Paul? Po czyjej stronie stanie Gwen i o co tak naprawdę chodzi w tej całej historii?

Opis nie jest zbyt rozbudowany, ale bałam się cokolwiek zdradzić. Początek był słaby, nie nastrajał mnie jakoś szczególnie optymistycznie bo Gwen tylko płakała przez tego Gideona, ciągle się zamartwiała i nie mogła się pozbierać. Chyba nie muszę więcej mowić, każdy już raczej wie co mam na myśli. Ale jest jedno ale. W końcu się ogarnęła! I od tego momentu ta książka tak mnie wciągnęła, że nie mogłam sie oderwać. Nie mogę uwierzyć w to, co się tam stało! Wyrażam mój wielki podziw do autorki za wymyślenie czegoś tak fenomenalnego. Wszystko składa się w jedną całość, nic nie dzieje się przypadkowo, jest to skomplikowane ale jednocześnie tak oczywiste, gdy już jest się po przeczytaniu i wie się wszystko co wiedzieć sie powinno. Nieprzewidywalność to słowo, ktore w żadnym stopniu nie oddaje tego jak bardzo to wszystko jest zaskakujące. Jednak chwilka goryczy - mimo, że jest to bardzo nieprzewidywalne, wiedziałam już niektóre rzeczy kilka stron przed bohaterami. Chodzi mi o to, że chwilkę przed nimi domyślałam się czegoś, ale jednocześnie nieprzewidywalne było to czego się domyśliłam. Np. domyśliłam się o tym kluczyku do skrzyni (to tylko ci co przeczytali zrozumieją, ale to nie żaden spoiler, bo nie powiedziałam przecież czego dokładnie się domyśliłam tylko czego to dotyczyło) i jeszcze jednej rzeczy, ale to juz by był wielki spoiler.

O wątku miłosnym mówiłam już w recenzji Błekitu szafiru. Młodzieżowy, przewidywalny, schamtyczny. ALE  jest na swój sposób piękny. To co zdobił Gideon dla Gwen było takie cudowne, że pomimo mojej wielkiej niechęci do niego po pierwszym tomie, teraz jest moim kolejnym mężem. Dobra cofam to wszystko. To nie było piekne tylko byłoby piękne gdyby nie działo się to tak szybko. Mówiłam już, że akcja dzieje się tylko przez kilka dni? Jak w takim czasie można się w kimś zakochać, najpierw go nienawidząc??! Można kogoś polubić, zakolegować się i dalej go POZNAWAĆ. Bo nie można się zakochać w kimś, kiedy go sie zna kilka dni. Normalnie jak Romeo i Julia, tylko oni wzieli ślub po jednym dniu znajomości. Bez komentarza.W każdym razie uważam, że historia tej miłości jest nierzeczywista, ale... kurczę, podobała mi się. Tylko gdyby był jakis odstęp czasowy! Tak nie mogę tego przeboleć, że no nie wiem co ja zrobię...

Było jeszcze więcej Xmeriusa <3 Ten duch jest tak kochany, przezabawny i sprytny, że nie da się go nie pokochać! Przynajmniej mnie rozbroił. Dzięki niemu śmiałam się przy tej książce jak jakaś chora umysłowo. Dalej bohaterowie to tak... O Gideonie już wiecie co myślę, więc nie będę sie powtarzać, ale Gwen... Jej początkowe zachowanie tak mnie irytowało!! Typowa nastolatka, której "złamano serce". Jeju, jak ona mnie denerwowała. Ale na szczeście gdy już nastąpił ten moment, w którym się otrząsnęła znowu stała się pewną siebie dziewczyną. Zresztą, w sumie powiem tak: ja jestem nastolatką, ta ksiązka jest dla nastolatek, w moim życiu miałam taki moment (taaa wiem głupio), jak Gwen na początku tej ksiązki, więc o co ja się tak naprawdę czepiam? Pewnie o to, że w większości ksiażek jest coś w tym stylu, ale trudno na tym świecie żeby nie było. Na pochwalenie zasługuje też bardzo przyjaciółka Lesile (chyba) oraz ta pani, która szyła stroje. Co do Charlotty i jej kompanii to tak mnie irytowała, tak mnie denerwowała, ale w sumie miałam jeden moment satysfakcji (na tej imprezie u jakiejś tam koleżaneczki :D).

Podsumowując część trzecią, jest to najlepsza książka tej trylogii. Jeżeli zaś chodzi o Trylogię czasu samą w sobie to zupełnie nie żałuję czasu nad nią spedzonego, bardzo mi się podobała i polecam wszystkim! Chociaż tych,  którzy nie zdzierżą kolejnego schematu przestrzegam, że może sie im nie spodobać.

Ocena: 9/10
(Nie mogłam inaczej... Przymknęłam trochę o to na ten czas rozwinięcia wątku romantycznego, no bo tak nie mogę tego przeboleć, że po prostu udaję, że akcja trwała kilka miesięcy :D)


Czytaj dalej »

Felix, Net i Nika #4: Pułapka Nieśmiertelności - Rafał Kosik

niedziela, 6 listopada 2016






Zgodnie z harmonogramem ta recenzja powinna pojawić się wczoraj, ale zamiast opublikuj prawdopodobnie nacisnęłam zapisz i nie włączyła się autopublikacja. Muszę też was przeprosić, za dosyć sporadyczną moją aktywność na waszych blogach, ale teraz to się zmieni. Leże w łóżku ze zwichniętą nogą (czy coś tam z nią mam, ale dokładnie nie wiem co :D). Trochę boli, ale da się przeżyć. Ale fakt faktem chodzić nie mogę więc będę czytać, czytać, czytać :D A teraz zapraszam na recenzję!




Tytuł: Felix, Net i Nika oraz Pułapka Nieśmiertelności
Autor: Rafał Kosik
Tłumaczenie: -
Seria: Felix, Net i Nika
Wydawnictwo: powergraph
Liczba stron: 529
Poprzednia część: Pałac Snów
Następna część: Orbitalny Spisek

Książka bierze udział w wyzwaniach: 
Czytam fantastykę
Przeczytam tyle ile mam wzrostu: 2,5 cm
52 książki roku 2016
Olimpiada czytelnicza

Tą serię czytam jakiś dziwny sposób. Jedna książka na 2/3 miesiące :D Coekawe czy w takim tępie kiedyś ją skończę, ale muszę wam powiedzieć, że tej serii nie da się przeczytać tak na raz. Przynajmniej w moim przypadku. Po jednym tomie jesteśmy już tak przytłoczeni, że nie da się tego dalej ciągnąc i trzeba sobie zrobić przerwę między kolejnymi tomami. Nie wiem jak to nazwać, ale mam takie uczucie, nie znaczy to oczywiście, że seria jest zła. Po prostu... tak jest.

Akcja rozpoczyna się na balu halloweenowym w szkole Felixa, Neta i Niki. Tam właśnie dostają dziwną wiadomość od dziwnego człowieka. Okazuje się, że zostali wciągnięci w niebezpieczną grę i
dostają kolejne zadania. Babcia Felixa jest chora, przez co w domu zjawiają się ciągle nieproszeni
goście z dalekiej rodziny, by uzyskać trochę testamentu babci. Tymczasem po mieście krąży dziwny stwór, którego w telewizji nazywają Bazyliszkiem.

Okładka nie podoba mi się. Jest taka, taka... Nie pasująca do treści. Co prawda mamy tutaj Felixa, Neta i Nikę, a z tyłu ducha ale no nie... Ja bym tutaj dała jakiś może tunel taki i jak już bardzo chcą mieć ludzi na okładce to właśnie cała trójka byłaby na końcu tego tunelu i by świecili latarkami. To by tak jakoś zachęcało, a z tą okładką, to raczej bym tylko dlatego tej książki nieprzeczytała.

Akcja dzieje się bardzo szybko. Z każdą nową stroną mamy nowe tajemnice, na które razem z bohaterami próbujemy znaleźć odpowiedź. Ale nie zdażyło się chyba, żebym znała ją przed nimi. Wiele rzeczy mnie zaskoczyło. W książce jest również obecny humor, przede wszystkim dzieki Manfredowi, no i Netowi. Chociaż nie powiem, żebym jakoś się bardzo śmiała czy coś. Raczej to były trochę tendetne żarty, no ale... Końcówka jest mega! Zupełnie nie spodziewałam się takiego obrotu akcji. Wątek miłosny jest tutaj bardzo delikatny, wiecie tak jak w gimnazjum, przelotne znajomości itd.

Bohaterów lubię już z poprzednich tomów. Felixa, choć jego mecheniczne wywody trochę przynudzają. Neta za tą jego beztroskę i humor. Ale przede wszystkim Nikę, bo po pierwsze jej współczuję, a po drugie pokazała, że jest silna i nie zamierza się poddać. Mamy jeszcze wielu bohaterów pobocznych, ale nie mam o nich szczególnego zdania, bo ich charaktery zostały jedynie zarysowane.

Ta książka nie jest jakimś fenomenem, czy coś w tym stylu, ale jest na swój sposób ciekawa  i bardzo ja polecam. Może nie jakimś wymagającym czytelnikom, ale raczej młodszej części naszego narodu :D

Ocena: 7/10





Czytaj dalej »

Selekcja #3: Jedyna - Kiera Cass

czwartek, 3 listopada 2016

Tytuł: Jedyna
Autor: Kiera Cass
Tłumaczenie: Małgorzata Kaczarowska
Seria: Selekcja
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 320
Poprzednia część: Elita
Następna część: Następczyni

Książka bierze udział w wyzwaniach: 
Czytam fantastykę
Przeczytam tyle ile mam wzrostu: 1,5 cm
52 książki roku 2016
Olimpiada czytelnicza

W Eliminacjach pozostały już tylko cztery dziewczyny. America jest jedną z nich. Ludzie ją uwielbiają, król Clarkson nienawidzi, Maxon zaczął się jakoś odsuwać, jednocześnie dając jej czas na decyzję, której Ami dalej nie jest pewna. Jak zakończy się ta historia?

No chyba wiadomo jak się zakończy, ale mniejsza o to. Okładka jest przepiękna, jak zresztą wszystkie z tej serii :)

Wiecie co, nie wiem co w tej recenzji napisać. Piękne zakończenie historii Ami i Maxona. Albo - Przewidywalna i schematyczna. A może - Maxon jest cudowny! To wszystko by pasowało, bo wszystkie te stwierdzenia są prawdziwe, ale mam jakąś pustkę w głowie i naprawdę nie wiem co mam tutaj wam napisać. No dobrze... może omówię bohaterów.

W tej części na samym początku America denerwowała mnie niezdecydowaniem, ale gdy wreszcie postanowiła już jej wybaczyłam. Stała się zdecydowaną, pewną siebie nastolatką, gotową zawalczyć o swoje. Maxon jest cudowny i wspaniały, ale wkurzał mnie, że zajmował się tą Kriss zamiast Ami. No właśnie... Kriss bardzo znielubiłam. Inne dziewczyny są takie obojętne. Króla Clarksona nienawidzę po prostu. Jakim on był...zwyrodnialcem.

Ta seria jest bardzo przewidywalna i schematyczna. Nie sądzę aby ktoś nie przewidział końca tej historii. Mimo wszystko ujęła mnie wątkiem księżniczkowatości. Jest to taka lekka powiastka na rozlźnienie, nic szczególnego, ale polecam! Dosyć krótka recenzja, ale naprawdę nie wiem co by tu jeszcze powiedzieć o tej książce.

Ocena: 7/10


Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia